Bogata historia małej kaplicy
Irena Mikulewicz, 9 marca 2016, 09:44
Fot. Teresa Worobiej
"Tygodnik Wileńszczyzny" 3-9 marca 2016 nr 9
Niespełna rok po ukazaniu się pierwszego obszernego wydania Liliany Narkowicz o dziejach dworu i pałacu w Wace Trockiej do rąk czytelnika trafiła kolejna publikacja „Kaplica Tyszkiewiczów w Wace”. Bogato ilustrowane dwujęzyczne litewsko-polskie wydanie jest niezwykle wartościową i cenną częścią szeroko zakrojonego projektu odnowy Tyszkiewiczowskiej spuścizny, który z ogromną determinacją, oddaniem i sercem realizuje wspólnota mieszkańców Waki Trockiej.
Książka, która powstała w niemal zawrotnym tempie – w końcu lutego ubiegłego roku zrodził się pomysł napisania, a już w grudniu publikacja wędrowała do drukarni – jest nie tylko opisem dziejów tej kaplicy, wspomnieniem o jej fundatorach, pełniących posługę kapłanach i opiekunach, ale też kompendium wiedzy na temat przeznaczenia kaplic, doskonałym tłumaczeniem znaczenia poszczególnych religijnych symboli, znajdujących się w tej świątyni.
Pobożność i hojność
We wprowadzeniu autorka sięga do początków chrystianizacji Litwy, aby przybliżyć i ułatwić zrozumienie potrzeby pielęgnowania kultu świętych, a w szczególności Matki Bożej, pokazać niezwykłą ofiarność ludzi we wspieraniu i szerzeniu religijnej duchowości, której najdobitniejszym przykładem są właśnie działania kolejnych pokoleń rodu Tyszkiewiczów.
Na terytorium obecnej Litwy, oprócz Wilna, Tyszkiewiczowie założyli fundament prawny pod budowę, wznieśli, rozbudowali, przyczynili się do wzbogacenia wnętrz bądź łożyli na utrzymanie kaplic, kościołów oraz posługujących w nich duchownych między innymi w: Białej Wace, Birżach, Czerwonym Dworze k. Kowna, Dubinkach, Duksztach, Kretyndze, Landwarowie, Ponarach, Połądze, Rudominie, Starych i Nowych Trokach oraz Wace Trockiej – pisze w swojej książce Liliana Narkowicz. Opowiadając o fundatorach i opiekunach kościołów oprócz znanych nam przedstawicieli tego rodu ( m.in. biskupie wileńskim Jerzym Tyszkiewiczu, biskupie żmudzkim Antonim Dominiku Tyszkiewiczu) autorka wymienia także osobę Józefa Tyszkiewicza (1805-1844, syn Michała) pierwszego właściciela Waki. Był to człowiek wyróżniający się głęboką religijnością, odziedziczoną po przodkach, przede wszystkim dziadku Józefie Ignacym – fundatorze kościoła w Wołożynie, licznych kapliczek przydrożnych, osobie nie tylko pobożnej i hojnej, ale też wyrozumiałej dla biedniejszych stanów. Po śmierci Józefa Tyszkiewicza, rodzinne dobra, ale też troskę o kościoły przejął jego średni syn Jan Witold Emanuel (1831-1892). On to na własny jego rodziny rezydencji pańskiej użytek w roku 1856 wzniósł kaplicę w Wace Trockiej. Jego syn Jan Józef (1869-1903) wraz z żoną Elżbietą Marią z Krasińskich moralnie i finansowo wspierali drewnianą świątynię, wybudowaną na terytorium Landwarowa zanim wzniesiono tu potężny kamienny kościół. Opieki o prywatną kaplicę majątkową, Kaplicę Ostrobramską, a także kościół w sąsiednim Landwarowie, nie zaniechał także Jan Michał (1896-1939), wnuk fundatora świątyni w Wace Trockiej. Tragicznie zmarły w katastrofie lotniczej w Międzyrzeczu Podlaskim hrabia Jan Michał był ostatnim przedwojennym właścicielem Waki. Pozostawił trójkę małych dzieci: Zygmunta Jana, Izabelę Elżbietę i Annę Marię.
Podziemna krypta rodowej kaplicy stała się miejscem spoczynku prawie wszystkich wymienionych powyżej osób. Jan Michał został pochowany obok wackiej świątyni. Nieopodal znajduje się grób oddanego sługi Tyszkiewiczów, wiernego stróża kaplicy Tadeusza Kuńskiego.
Z dziejów kaplicy – kapelani
Bodajże najpokaźniejszą część niniejszej publikacji stanowi rozdział o kapelanii wackiej. W historię tej świątyni wpisały się imiona poszczególnych kapelanów – duchownych pełniących funkcje liturgiczne przy kaplicy. Z braku materiałów źródłowych wiadomo o nich niewiele. Jednakże autorce udało się wyszperać nazwiska, bądź imiona niektórych z nich, a byli to m.in.: ojciec Maciej z zakonu bernardynów, ks. Kuczyński, ks. Eustachy Jeleński z parafii starotrockiej i jej wikary Laurenty Stankiewicz, ks. Józef Buczyński, ks. Józef Jakub Fordon, ks. Henryk Wojewódzki, ks. Bolesław Korń, administrator kościoła w Starych Trokach i in. Do roku 1925 w zrujnowanej wojnami Wace nikt z Tyszkiewiczów nie mieszkał, a nabożeństwa odprawiali w kaplicy księża z kościołów w Ponarach, Białej Wace, Starych Trokach, Trokach i Landwarowie. W okresie międzywojennym kaplicę w Wace dołączono do parafii landwarowskiej. Od tej chwili posługę pełnili tu kapłani z Landwarowa: Henryk Wojniusz, Stanisław Samuel Tracewski oraz ks. Kazimierz Kułak, który pracował tu aż do chwili zamknięcia kaplicy w roku 1948.
Po ponownym poświęceniu w 1992 roku kaplica wacka znalazła się w gestii parafii landwarowskiej. Z książki dowiadujemy się, że najnowszą kartę jej dziejów kolejno pisali księża: Vytautas Rudys, Mirosław Grabowski, Tadeusz Aleksandrowicz, Rimantas Kalmatavičius, Franciszek Jusiel. Od roku 2010 proboszczem parafii landwarowskiej jest ks. Gintaras Petronis, zaś wikarym ks. Edward Dukiel. To ich udziałem jest przeżycie wspólnie z wiernymi wzniosłych chwil odnowy kaplicy.
Jak aniołowie…
W rozmowie z „Tygodnikiem” Liliana Narkowicz przyznała, że praca nad książką nie należała do najłatwiejszych – materiałów źródłowych brakowało, dodatkowym wyzwaniem była dość trudna tematyka sakralna. Na początku przerażały także terminy. Jednak danego ludziom słowa autorka nie mogła zawieść. Opis dziejów kaplicy w Wace Trockiej powstawał w kosmicznych tempach, a zaprzyjaźnieni ludzie z Waki, jak też innych miejscowości, okazywali potrzebną pomoc: robili zdjęcia, tworzyli ilustracje, wspierali moralnie. Całym tym pomocniczym „zapleczem” kierowała Jadvyga Chludok, prezes wspólnoty mieszkańców Waki Trockiej. Ogromną pracę wykonała także tłumaczka Emilija Stankevičienė, która przełożyła książkę na język litewski. Wszystkim osobom zaangażowanym we wspólną sprawę pisarka podziękowała tytułem zakończenia edycji, jak również podczas prezentacji książki w kaplicy wackiej.
– Jesteśmy niczym aniołowie, którzy mogą dosięgnąć niebios, gdy splotą się ramionami – mówiła wzruszona Liliana Narkowicz, dziękując za współpracę i wspólny wkład w dzieło odrodzenia historycznej świątyni. Jednak, jak podkreśliła, na tym wspólny wysiłek się nie kończy: ołtarz jeszcze nie jest w pełni wykonany, na odnowę czeka krypta z prochami fundatorów kaplicy.
– Gdy zapadła decyzja o wydaniu książki zaczęły się moje poszukiwania: od jednego archiwum do drugiego. Odwiedziłam też rodzinę Tyszkiewiczów. Miałam szczęście, że w archiwum historycznym w Wilnie natrafiłam na opis inwentarza kaplicy z 1915 roku. Dokument ten wszystko potwierdził, że był taki to organista, jacy księża tutaj pracowali itd. Wynikało z niego także i to, że dawniej duchowni powinni byli nie tylko służyć kościołowi, ale też zarabiać na chleb w sensie dosłownym: prowadzić gospodarstwo, hodować drób, trzodę… Wierni zabezpieczali ich w drewno na zimę, jeśli brakowało, dzielili się warzywami, ale oprócz tego kapłani prowadzili normalne życie – opowiada Liliana Narkowicz.
Alfa i omega
Ze wspomnianego dokumentu inwentaryzacji kaplicy, której wyniki na piśmie utrwalił ówczesny kapelan wacki ks. Bolesław Korń, dowiadujemy się, że lista przedmiotów i szat kościelnych zawiera ogółem 65 punktów. Podczas I wojny światowej inwentarz kapliczny liczył 220 sztuk, nie włączając obrusów, płótna i jedwabnych materii. W kościółku wackim było sporo cennych, zabytkowych przedmiotów: wykonana z brązu gotycka lampa, lichtarze, dzwonki, złote kielichy, monstrancje z kosztownych kruszców, haftowane złotą i srebrną nicią ornaty… Wśród licznych niezachowanych do naszych czasów rzeczy autorka wymienia m.in. chorągwie procesyjne. Jedna z nich miała wyhaftowany herb Tyszkiewiczów Leliwa, druga – symbole alfy i omegi, oznaczające początek i koniec. Taki sam znak zdobił wewnętrzne ściany kaplicy, był też umieszczony na pieczęci kaplicznej.
Idąc za przykładem dawnej tradycji dzisiejsi mieszkańcy Waki Trockiej założyli Złotą Księgę Gości, która onegdaj znajdowała się na wyposażeniu kaplicy i była, jak podaje Liliana Narkowicz, zwierciadłem epoki, ludzi, ich marzeń, dążeń i myśli.
– W kaplicy nie ma nic przypadkowego. Każdy szczegół, każda rzecz ma tutaj swój sens. Dlatego też starałam się policzyć wszystkie schodki, gwiazdki i aniołki, aby wytłumaczyć ich znaczenie – mówiła w rozmowie z gazetą historyk, autorka książki Liliana Narkowicz.
Jej zdaniem, nieduża wacka świątyni była bardzo dobrze i bogato wyposażona. Gwoli ciekawostki, znajdowały się w niej także rzeczy nietypowe, np. kraszuarka czyli spluwaczka. Waka słynęła tudzież z niepowtarzalnych opłatków. Wypiekane tu opłatki pokrywano woskiem pszczelim, dlatego miały niepowtarzalny aromat i różniły się od wyrabianych w innych kościołach.
Osoby, które sięgną po książkę, znajdą w niej przepiękną legendę o krzyżu, zasłyszaną przez autorkę od mieszkańca z okolic Waki. W samym sercu ołtarza obecnie stoi krzyż podarowany przez rodzinę Tyszkiewiczów.
Los nie oszczędził kaplicy wackiej. Z biegiem lat jej wnętrza pustoszały i ubożały. Porządnie przerzedzony po II wojnie światowej inwentarz trafił do kościoła w Landwarowie, Białej Wace; niektóre przedmioty trafiły do Kurii i muzeów wileńskich, natomiast najcenniejszy zabytek – dębowy ołtarz przedstawiający Ostatnią Wieczerzę Pańską – obecnie znajduje się w kościele w Druskienikach.
– Tak jak wszystko w życiu ma swój początek i koniec, tak bez przeszłości nie może być teraźniejszości, ani przyszłości… – to przesłanie przywołane przez autorkę opowieści o dziejach kaplicy mieszkańcy Waki Trockiej spełniają czynem. Według Liliany Narkowicz, zarówno sama troska o odnowienie zabytkowej kaplicy, jak też idea napisania i wydania książki może służyć dobrym przykładem innym miejscowościom Litwy.
Dziękując w imieniu rodziny Tyszkiewiczów za dokonane dzieło odnowy kaplicy historyk Liliana Narkowicz przekazała także słowa hrabiego Zygmunta Tyszkiewicza, który powiedział, że chce, aby kaplica była taka, jaką była przed II wojną światową. Aby nie była jedynie kościołem, tylko przytulnym miejscem dla każdego, bez względu na wyznanie, narodowość, polityczne przekonania...