Jedyne takie w okupowanej Europie – 85 lat temu powstało Polskie Państwo Podziemne


Na zdjęciu: gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski, fot. CBN Polona
W czasie II wojny światowej tylko w Polsce powstały tak rozbudowane podziemne struktury cywilne i wojskowe, uznawane przez większość społeczeństwa. W nocy z 26 na 27 września 1939 r. grupa oficerów, z gen. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim na czele, powołała organizację konspiracyjną – Służba Zwycięstwu Polski, stanowiącą fundament Polskiego Państwa Podziemnego.




„Stoję na czele organizacji skupiającej wszystkie wysiłki Polaków na obszarze okupacji niemieckiej i rosyjskiej nad odtworzeniem kadr wojskowych i przygotowania władz administracyjnych do opanowania kraju w chwili załamania się Niemiec” – pisał gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski w jednym z meldunków. W warunkach niemieckiej okupacji PPP swoją rozbudowaną strukturą objęło wszystkie najważniejsze sfery życia społeczno-politycznego.

Edukacja, kultura, pomoc Żydom

Polskie Państwo Podziemne posiadało legalnie funkcjonujący Rząd RP na uchodźstwie, któremu było podporządkowane, siłę zbrojną w postaci Związku Walki Zbrojnej/Armii Krajowej oraz rozbudowany pion cywilny (od połowy 1940 r. kierowany przez Delegaturę Rządu na Kraj), który nadzorował aparat administracyjny na szczeblu województw i powiatów. Delegatura zajmowała się m.in. organizacją podziemnej policji, wydawaniem konspiracyjnej prasy, tajnym nauczaniem. Dzięki jej aktywności w czasie wojny opublikowano ponad 1,5 tys. tytułów podziemnych czasopism, których nakład wyniósł kilkaset tysięcy egzemplarzy. W konspiracyjne nauczanie zaangażowało się około 5 tys. nauczycieli oraz wykładowców akademickich, którzy tylko w roku szkolnym 1943/1944 kształcili 90 tys. uczniów i studentów.

Pion cywilny to także działalność kulturalna (konspiracyjne przedstawienia teatralne, koncerty i wykłady) oraz opiekuńcza – przejawiająca się w organizowaniu zapomóg, stypendiów i posiłków dla najbardziej potrzebujących. Od grudnia 1942 r. przy Delegaturze Rządu na Kraj funkcjonowała także Rada Pomocy Żydom „Żegota”. Zapewniała ona wsparcie finansowe, wyrabiała niezbędne do dalszego przetrwania dokumenty, organizowała mieszkania ukrywającym się Żydom. Inną formą ochrony ludności żydowskiej była walka ze szmalcownikami. Sądy Specjalne Polskiego Państwa Podziemnego wydawały wyroki śmierci za wydawanie Żydów Niemcom.

Brawurowe akcje podziemia

Zbrojnym ramieniem PPP był ZWZ, 14 lutego 1942 r. na rozkaz Naczelnego Wodza przemianowany na AK. „Najważniejszym celem AK było prowadzenie walki z Niemcami (zgodnie z możliwościami i dostępnymi środkami) oraz przygotowanie kadr, a następnie sformowanie jednostek wojskowych w celu jawnego wystąpienia przeciw okupantowi w najbardziej sprzyjającym momencie wojny” – zaznaczał historyk, prof. Marek Gałęzowski.

Najczęściej stosowanymi metodami bieżącej walki były sabotaż, czyli potajemne niszczenie lub uszkadzanie niemieckich środków prowadzenia wojny oraz dywersja, tj. jawne uderzenia na określone cele, np. szlaki komunikacyjne przeciwnika. Do jednego z największych uderzeń doszło w nocy 7 na 8 października 1942 r., gdy cztery patrole dywersyjne AK wysadziły tory kolejowe, wstrzymując ruch pociągów wokół Warszawy nawet na kilkanaście godzin. Brawurowa akcja podziemia spotkała się z krwawym odwetem ze strony Niemców, którzy wymordowali ok. 90 osób.

Innym rodzajem dywersji było odbijanie więźniów z rąk Niemców. Do historii przeszła akcja przeprowadzona przez harcerzy Szarych Szeregów pod warszawskim Arsenałem – 26 marca 1943 r. uwolnili oni swojego kolegę Jana Bytnara „Rudego”. „Pierwsi konspiratorzy ruszyli ze swoich stanowisk, obrzucając szoferkę butelkami z benzyną. Walka nieoczekiwanie przeciągała się. Najpierw wmieszał się w nią policjant granatowy, potem zacięła się broń, w końcu – Niemcy skutecznie się bronili. Dopiero szarża `Zośki` pozwoliła przerwać niebezpieczny impas […]. Dopadli do `budy`. Otworzyli klapę, pomagając wyjść więźniom” – odtwarzał przebieg akcji historyk Sebastian Pawlina. Niestety, ocalony kolega zmarł kilka dni później w wyniku obrażeń doznanych w czasie czterech dni tortur. Łącznie Polskie Państwo Podziemne przeprowadziło ok. 150 udanych akcji ratowania aresztowanych.

Innym wielkim sukcesem Armii Krajowej (konkretnie wywiadu) było wykrycie ośrodka doświadczalnego rakiet V-1, a później V-2, którymi Niemcy ostrzeliwali Wielką Brytanię. „Pozwoliło to na zniszczenie przez lotnictwo brytyjskie ośrodka Peenemünde na bałtyckiej wyspie Uznam, gdzie prowadzono prace nad rakietami. W 1943 r. Polacy zlokalizowali kolejny ośrodek doświadczalny na poligonie Blizne pod Mielcem, po czym przechwycili jeden z pocisków V-2. Został on poddany analizie przez grupę naukowców (sfotografowano i opisano każdą z około 25 tys. części, z których był zbudowany). Opracowany raport wraz z fragmentem pocisku wysłano do Londynu w ramach operacji `Most`” – tłumaczył prof. Gałęzowski.

Kula w łeb albo aceton uranu

Spektakularną formą działalności AK było likwidowanie współpracowników III Rzeszy, konfidentów i szczególnie okrutnych funkcjonariuszy nazistowskich. Wśród tych pierwszych znalazł się aktor Igo Sym. „Wskutek poddańczej postawy wobec władz okupacyjnych, a według niektórych przekazów dzięki przedwojennej pracy dla niemieckiego wywiadu, zaczął brylować w kulturalnym światku Warszawy […] Wkrótce został mianowany dyrektorem Theater de Stadt Warschau […]. W pamięci warszawskich aktorów zapisał się jako podły szantażysta, który pod groźbą interwencji u władz niemiecki zmuszał ich do udziału w przedsięwzięciach `artystycznych` sławiących III Rzeszę” – charakteryzował postawę Syma historyk i publicysta Wojciech Königsberg. Wyrok – strzałem z pistoletu Vis prosto w serce – został wykonany 7 marca 1941 r.

Do historii przeszedł także udany zamach na „kata Warszawy” – Franza Kutscherę. Dowódca SS i policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa został zastrzelony 1 lutego 1944 r. Za wykonywanie egzekucji na agentach gestapo, zdrajcach, donosicielach i funkcjonariuszach III Rzeszy, odpowiedzialne były elitarne oddziały likwidacyjne AK. Byli wśród nich nie tylko doskonale przeszkoleni cichociemni czy zawodowi oficerowie, ale także zwyczajni młodzi ludzie, zgodnie z rozkazem Stefana Roweckiego „Grota”, „nie młodsi niż dwudziestoletni”.

„To fakt, że nie jest dobre dla zdrowia zabijanie ludzi, kiedy ma się dwadzieścia lat. Ale prawda jest również taka, że zabijanie jest bardzo proste. To jest tragiczny aspekt tego wszystkiego: zabijanie bez wyrzutów sumienia […]. Zabicie człowieka w tych okoliczności nie robi takiego wrażenia, jak sobie wyobrażacie. Zabiłem go, ale to było jak pstryknięcie palcami. Fraszka. To przykre, co mówię, ale tak jest. Mnie to absolutnie nic nie kosztowało” – mówił kilkadziesiąt lat po wojnie Stanisław Likiernik „Machabeusz”.

Zamachy czy wysadzanie pociągów to nie jedyne metody, którymi posługiwała się Armia Krajowa w walce z Niemcami. Konspiratorzy sięgali też po bardziej niekonwencjonalne środki. Do likwidowania Niemców wykorzystywano m.in. broń biologiczną i chemiczną.

„To się nazywało `materiały specjalne'. Przylatywały z Anglii z każdym cichociemnym. Specjalnie zabezpieczone ampułki z acetonem uranu. Miesiąc po `spożyciu` pojawiało się zapalenie nerek, na które nie było ratunku. Albo ampułki z iperytem, czyli gazem musztardowym w płynie. W zależności od stężenia, wcześniej lub później dawał objawy tyfusu i nieuchronną śmierć” – wyjaśniał Stanisław Janusz Sosabowski.

Sosabowski, mający wykształcenie medyczne były dowódca kompanii „Kolegium A” Kedywu AK, wiele lat po wojnie przyznał, że za jego sprawą – na skutek użycia broni biologicznej – życie straciło od 500 do nawet 700 Niemców.

Należy dodać, że Polskie Państwo Podziemne swoje działania kierowało nie tylko przeciwko niemieckiemu okupantowi. Rozpracowywało również środowiska komunistyczne w Polsce przez gromadzenie druków, weryfikowanie zasięgu oddziaływania ideologii na społeczeństwo, odtwarzanie struktur partyjnych. AK szybko wykryła także związki „polskich” komunistów z wywiadem sowieckim oraz światem przestępczym.

* * *

Polskie Państwo Podziemne, jak pisał dr hab. Waldemar Grabowski – historyk, autor książki „Polska Tajna Administracja Cywilna 1940-1945” – było fenomenem na skalę europejską, a nawet światową, z uwagi na rozbudowane struktury, które objęły całe terytorium II Rzeczypospolitej (a nawet wychodziły poza ziemie przedwojennej Polski) oraz zakres prac prowadzonych w konspiracji. W szczytowym momencie Armia Krajowa liczyła ok. 360 tys. zaprzysiężonych żołnierzy. Przez całą wojnę przez szeregi ZWZ-AK przeszło blisko 450 tys. osób. PPP było doświadczeniem nie tylko tysięcy żołnierzy czy konspiratorów z pionu cywilnego, lecz także znacznej części społeczeństwa, które odczuwało jego obecność dzięki pomocy materialnej, prasie i tajnemu nauczaniu.

Fot.: dr Jan Hlebowicz/Muzeum Historii Polski