„Teatr musi grać”. Polski Teatr „Studio” w Wilnie po roku zawodowej działalności
Mottem teatru, które przyjęło się na trwałe, jest „teatr musi grać”. Tak więc gra on dla swojej publiczności już od ponad pół wieku. Raczkować zaczął w latach 60. XX wieku. Wtedy to Janina Strużanowska zdecydowała, że trzeba działać. Przez lata, pomimo niewygodnych perturbacji politycznych, pomimo przeszkód, nieraz niewystarczającego budżetu, braku kostiumów – grał. Skupiał w sobie ludzi, dla których polskość była ważna. Pielęgnował polską tradycję, poezję, wystawiając niezapomniane sztuki na podstawie utworów dramatycznych, poetyckich, muzycznych. Do dzisiaj ciarki przechodzą, przy „Procesie sądowym” wg „Dziadów” A. Mickiewicza, nóżka podryguje przy spektaklu muzycznym „Na wileńskiej ulicy”, a usta ukradkiem układają się w uśmiech podczas „Tu mówi Szwejk”. A wszystko to za sprawą osób, które od wielu lat pieczołowicie napędzają ten teatr – Dyrektora Edwarda Kiejzika oraz Kierowniczki artystycznej Lili Kiejzik. Ich oddanie dla polskiej kultury od tylu lat jest fundamentem, na którym opiera się teatr.
Spoglądając na działalność osób zaangażowanych w teatr, można stwierdzić, że nadanie mu rangi zawodowego, było jedynie formalnością. Świadczy o tym choćby liczba festiwali, za sprawą których na wileńskich deskach teatralnych widzowie mogli widzieć aktorów z całego świata. Najpopularniejsze festiwale, takie jak „MonoWschód”, czy „Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej” gromadziły trupy artystyczne z Litwy, Polski, Ukrainy, Rosji, Niemiec, Austrii, Kanady, Węgier, Czech oraz USA i Australii. Innym wielce istotnym przedsięwzięciem było nawiązane współpracy z Telewizją Polską, w szczególności z TVP Wilno i TVP Kultura. Owocem tego współdziałania były spektakle telewizyjne „Zapiski oficera Armii Czerwonej”, „Na Wileńskiej ulicy”, „Powtórka z Czerwonego Kapturka”, „Odrodzeni Duchem”, „Wileńskie Do siego roku!”, „Tu mówi Szwejk” i „Dom na granicy”.
Dzięki temu, nawet podczas globalnej pandemii Covid-19 widzowie mieli dostęp do sztuki. Nikt inny nie podjął się takich przedsięwzięć, a nawet jeśli próbował, to nie na tak dużą skalę. A teatr „Studio” nie tylko świetnie sobie radzi, ale z każdym rokiem ewaluuje, zdobywając nowe doświadczenia. Niemniej jednak otrzymanie statusu zawodowego otworzyło wiele nowych ścieżek. Między innymi pojawiła się możliwość nawiązania współpracy z innymi teatrami zawodowymi, a co za tym idzie, nie tylko wymiana doświadczenia i warsztatu, ale też prezentowanie sztuk na najróżniejszych deskach teatru. Swoje ślady zostawili nawet w dalekim Chicago. A planów na kolejne przedsięwzięcia wciąż przybywa. Widzowie z niecierpliwością czekają na kolejne premiery. Polskość na Litwie nie zaginie, póki dba o nią „teatr Kiejzików”. I oby grał nam jak najdłużej!
Materiał nadesłany. Bez skrótów i redakcji.