Wilnianka Małgorzata o trudnych doświadczeniach choroby bliskiej osoby
– Odkąd pamiętam, z ojcem zawsze nas łączyła silna więź – swą opowieść zaczyna Małgorzata, wilnianka rodem. – Wiem, jak mocno mnie kocha, a on wie, że dla mnie jest najukochańszym tatą na świecie. Nie pamiętam dnia, żebym nie usłyszała od niego: „Kocham cię, córeczko”.
Spokojne życie rodziny przyćmił pogarszający się stan zdrowia mężczyzny. Jak grom z jasnego nieba jeden po drugim spadły dwa udary. Potrzebna była opieka domowa.
– Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pielęgniarka – wspomina młoda kobieta. – Była bardzo zdenerwowana. Powiedziała, że ojciec bardzo ciężko oddycha, dusi się i potrzebuje pilnej pomocy.
Małgorzata natychmiast zadzwoniła po karetkę, po czym sama udała się do domu ojca.
– Przytuliłam go mocno – mówi dalej. – Był biały jak papier, cały drżał. Przestraszony, zupełnie nie przypominał siebie. Powtarzałam mu do ucha, że wszystko będzie dobrze. Że go mocno kocham.
Pierwsza Komunia Taty
Jak mówi Małgorzata, całe szczęście, że karetka przyjechała na czas. Śmierć jej ojca była kwestią minut. U mężczyzny zdiagnozowano tachykardię zatokową. Oznaczało to długi pobyt w szpitalu, a następnie codzienne przyjmowanie leków i dożywotnią opiekę medyczną.
Szczęśliwe dzieciństwo
– Miałam naprawdę szczęśliwe dzieciństwo – z uśmiechem na twarzy wspomina Małgorzata. – Dorastałam we wsi Bojary, pod Wilnem, z trzema braćmi w kochającej się rodzinie. Rodzina była i jest dla mnie wszystkim. Z nią się wiążą wszystkie najpiękniejsze wspomnienia i niezapomniane chwile z dzieciństwa.
Małgorzata ukończyła szkołę w Awiżeniach, następnie – studia licencjackie i przygotowywała się do nauki na poziomie magisterskim.
– W tym czasie Bóg postawił na mej drodze niezwykle dobrego człowieka, mojego przyszłego męża Daniela – mówi. – Chodziliśmy ze sobą siedem lat, pobraliśmy się, na świat przyszła nasza córka, a niedługo po tym i syn.
Małgorazta z mężęm i dziećmi
Narastające dolegliwości
– Tato pracował jako kierowca przez większość swojego życia – opowiada Małgorzata. – Pamiętam czasy, kiedy jako mała dziewczynka chodziłam z nim do pracy, opowiadał mi ciekawe historie, kupował słodycze, zabierał na lody.
Małgorzata do dziś wspomina, że jej ojciec jest bardzo dobrą, uczciwą osobą, miał wielu przyjaciół, wyjątkowe poczucie humoru, wrażliwość i przyjazne nastawienie do świata i ludzi.
Tato Małgorzaty z siostrą Czesławą i bratem Mirosławem
– Po raz pierwszy o dolegliwościach taty usłyszałam, gdy pewnego razu zwierzył się mamie, że od jakiegoś czasu nie widzi dobrze na prawe oko – wspomina kobieta. – To był bardzo poważny sygnał, bo przecież dobry wzrok jest jednym z najważniejszych warunków wykonywania zawodu kierowcy, i prowadzenia pojazdu w ogóle.
Mężczyzna nie zwlekając udał się do okulisty. Badania wykazały zaćmę. Ojciec Małgorzaty przeszedł operację, ale ta nie przyniosła pożądanych efektów. Wzrok pozostał słaby.
– Po kolejnych badaniach lekarze zdiagnozowali u taty jaskrę – kontynuuje. – Przeprowadzono kolejną operację, ale bezskutecznie. Wzrok pogarszał się z każdym dniem. Jednym okiem widział już tylko 10 procent.
Mężczyźnie orzeczono niepełnosprawność, w związku z czym nie mógł już wykonywać zawodu kierowcy. Na tym jednak problemy rodziny się nie skończyły. Ojciec kobiety doznał mikroudaru. Choroba dotknęła jego nóg, zwłaszcza prawej.
– To był szok dla całej rodziny – wspomina Małgorzata. – Wtedy również dzięki badaniom dowiedzieliśmy się, że pierwszego udaru ojciec doznał jeszcze przed czterdziestką, ale nikomu o tym nie powiedział.
Rodzice Małgorzaty
Kobieta przyznaje, że to był trudny czas dla całej rodziny. Zmarła ukochana babcia – matka ojca. To przeżycie również odbiło się echem na zdrowiu mężczyzny – jego stan się dramatycznie pogarszał, doznał kolejnego udaru.
– Po tym udarze tata już nie mógł sam o siebie zadbać – z trudem dobierając słowa wspomina Małgorzata. – Odwiedzałam go i pomagałam mu jak mogłam, mimo że akurat w tym czasie byłam na urlopie macierzyńskim, opiekowałam się 6-miesięczną córeczką.
Jak wyznaje, opieka nad ojcem była wymagająca również fizycznie. Czasem musiała go podnieść, pomóc mu wstać, oprzeć.
– Tata tracił czucie w nogach, pogarszała się też jego pamięć – ze łzami w oczach mówi dalej kobieta. – Codziennie mu powtarzałam, że nie możemy się poddać, że musi być silny. Ale widziałam, że w rzeczywistości stawał się coraz słabszy.
Rodzina złożyła wniosek o zatrudnienie pielęgniarki, który został rozpatrzony pozytywnie. Opieka nad mężczyzną stała się lżejsza, ale jego stan nadal się pogarszał.
– Pewnego dnia pielęgniarka zadzwoniła do mnie cała w nerwach – wspomina Małgorzata. – Powiedziała, że stan zdrowia taty gwałtownie się pogorszył, że ciężko oddycha, dusi się. Natychmiast wezwałam karetkę i pospieszyłam do niego co tchu.
W domu Małgorzata zastała ojca mocno zbladłego i trzęsącego się. Karetka natychmiast zabrała mężczyznę do szpitala. Zdaniem kobiety, życie jej ojca wisiało na włosku. Nie negowali tego również lekarze. Po długim leczeniu mężczyzna wrócił do domu.
– W 2022 roku tata zachorował na covida – opowiada dalej Małgorzata. – Choroba bardzo go osłabiła. Siły tracił z każdym dniem. Nic nie jadł, nie pił.
Mężczyzna pokonał wirusa, ale zmiany spowodowane udarem postępowały: nie mógł już używać prawej ręki, w różnych częściach ciała zaczęły się pojawiać odleżyny, bolesne i trudne do wyleczenia.
Hospicjum
– Ze wszystkich sił staraliśmy się wesprzeć ojca. Szukaliśmy sposobu, aby mu pomóc, ulżyć jego cierpienia – ze wzruszeniem wspomina kobieta. – Ciocia, siostra ojca, zasugerowała, żebyśmy się zwrócili do wileńskiego Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki. Mówiła, że hospicjum ma duże doświadczenie w opiece i leczeniu ciężko chorych.
Na szczęście, rodzina nie musiała długo czekać. Po miesiącu ojciec Małgorzaty był już w hospicjum.
– Kiedy przyjechaliśmy z tatą do hospicjum, byliśmy mile zaskoczeni – wspomina. – Od pierwszego kroku w tym miejscu czuliśmy się jak w domu. Panowała tu miła atmosfera, personel bardzo o nas dbał, pomagał.
W hospicjum stan mężczyzny się poprawił.
– Dzięki pracy i pomocy fizjoterapeuty z hospicjum, stan zdrowia taty znacznie się poprawił. Znów mógł używać prawej ręki – opowiada Małgorzata. – W hospicjum wyleczono wszystkie jego odleżyny.
Spotkanie w Hospicjum z Pierwszą Damą RP
W przededniu Świąt Bożego Narodzenia rodzina zwróciła się do hospicjum z prośbą o zabranie ojca na święta do domu. Bliscy bardzo chcieli wspólnie spędzić te jedne z najpiękniejszych dni w roku, tak jak to miało miejsce w poprzednich latach. Mieli nadzieję, że stan zdrowia ojca pozwoli mu zostać w domu na dłużej. Tak się jednak nie stało.
– Nagle, pomimo wszystkich naszych wysiłków i zabiegów, odleżyny taty się wznowiły – ze wzruszeniem wspomina kobieta. – Zdecydowaliśmy się powierzyć jego leczenie profesjonalnym lekarzom hospicyjnym, i tata wrócił do hospicjum.
Dziś Małgorzata uważa, że to była słuszna decyzja. Przyznaje, że ma ogromne zaufanie do profesjonalizmu personelu hospicjum i jest przekonana, że to najlepsze miejsce dla jej ojca.
– Jestem szczęśliwa, że mimo wielu cierpień i bólu, tata nie poddaje się, nie rezygnuje. Gdy go odwiedzamy, jest uśmiechnięty, powtarza, że wszystko dobrze – podsumowuje Małgorzata. – Hospicjum spadło nam z nieba jak zbawienie. To naprawdę cudowne miejsce i cudowni ludzie, którym pozostaniemy wdzięczni na zawsze.
Pomoc hospicjum w najtrudniejszych chwilach życia
Poważna choroba może dotknąć każdego z nas, w każdej chwili, druzgocąco uderzyć w nasze życie, plany i marzenia.
Ponad 260 fachowców i wolontariuszy z Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie w każdej chwili towarzyszy tym, którzy walczą z nieuleczalną chorobą, doświadczają ogromnego bólu, lęku i niewiadomej.
Pomoc i opieka hospicyjna dla dorosłych i dzieci, w domu i na oddziale stacjonarnym, jest bezpłatna i dostępna 24 godziny na dobę.
Pomóż ciężko chorym! Przekaż 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie!
Zrób to teraz!
Kto wie, może kiedyś też będziesz potrzebował pomocy?
Więcej informacji
Materiał nadesłany. Bez skrótów i redakcji.