Iłła. Wspomnienie o Kazimierze Iłłakowiczównie
Innym kojarzy się jako wnuczka (co prawda z nieprawego łoża, ale jednak) Tomasza Zana — przyjaciela Mickiewicza. Paradoksem jest to, że wiele biograficznych notek o niej zaczyna się od słów: „nieślubna córka”.
Przez całe życie Kazimiera Iłłakowiczówna ukrywała swoje pochodzenie, wszystko zawdzięczając własnej pracowitości, a ludzie piszący o niej nadal kurczowo trzymali się atmosfery skandalu, uważając, że talent odziedziczyła po dziadku — Tomaszu Zanie.
„Uosobienie przekory”
Iłłakowiczówna była rzeczywiście niesamowicie utalentowana, dała się poznać jako wszechstronna pisarka: autorka poezji, prozy, przekładów literackich, poematów scenicznych.
Debiutowała w wieku zaledwie 17 lat wierszem „Jabłonie”, który ukazał się w „Tygodniku Ilustrowanym”, a mając 20 lat wydała poetycki tomik wierszy „Ikarowe loty”, który zrobił furorę i zachwycał się nim sam Stefan Żeromski. Przez całe życie wiernym czytelnikiem jej twórczości był Jarosław Iwaszkiewicz. Z rad poetki korzystały: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec. A Maria Dąbrowska pisała o jej nietuzinkowej osobowości: „Jest ekscentryczna. Mówi zawsze co innego niż się oczekuje, wprost uosobienie przekory”.
Była uparta i konsekwentna. Nie przystała np. do grupy Skamandrytów; chociaż jej członkowie mocno o nią zabiegali, ona uparcie odmawiała. Ceniła sobie natomiast przyjaźń z Julianem Tuwimem, z którym korespondowała przez długie lata.
Wiele faktów z życia Iłłakowiczówny okrytych było mgłą tajemnicy, chociażby jej data urodzenia. Biografowie mieli z tym nie lada kłopot, bo Iłła ową datę zmieniała. Oficjalnie przyjęto, że urodziła się 6 sierpnia 1892 r. Przyszła na świat w Wilnie jako nieślubna córka Barbary Iłłakowiczówny i Klemensa Zana.
Na zdjęciu: Maria Dąbrowska pisała o jej nietuzinkowej osobowości: „Jest ekscentryczna. Mówi zawsze co innego niż się oczekuje, wprost uosobienie przekory”, fot. domena publiczna
Deficyt miłości
Wcześnie osierocona (była małą dziewczynką, gdy na gruźlicę zmarła jej matka), została przekazana na wychowanie do wuja, brata matki, który ją adoptował i dał jej nazwisko, ale nie dał jej miłości i nie poświęcał jej czasu. Wówczas dziewczynkę przeniesiono na Inflanty do dalekiej krewnej, hrabiny Zofii Buyno z Zyberk-Platerów.
W tym domu, wychowując się w otoczeniu księgozbioru bogatego w literaturę piękną i dzieła z historii sztuki, chłonęła wiedzę i uczyła się ogłady towarzyskiej. Z domownikami rozmawiała po francusku, z opiekunką po niemiecku, w szkole używała rosyjskiego. Uczyła się także angielskiego (szlifując go później na kursach w Oksfordzie).
Z przybraną matką były sobie bardzo bliskie, choć wychowanie, jakie Kazimiera odebrała u „Matki Zofii”, jak ją nazywała, było bardzo surowe. Dorastająca Kazia zaczęła się buntować, więcej — odcięła się od przybranej matki. Później w pamiętnikach pisze, iż mocno tego żałowała, obwiniała siebie i miała wielkie poczucie straty. Pisała o odsunięciu się od Matki Zofii, jak o przerwaniu relacji miłosnej; uważała, że to było najsilniejsze uczucie w jej życiu.
Dramat Iłłakowiczówny polegał na tym, że zbyt późno zrozumiała, że miłość jest rzadkim darem, nie zdarza się w życiu często. Może dlatego już nigdy później nie potrafiła się otworzyć, odpowiedzieć na uczucie.
Deficyt miłości ciągnął się od dzieciństwa. Nie doznała jej jako dziecko. Matkę straciła w wieku czterech lat. Ojca, słynnego wileńskiego adwokata, nie poznała, gdyż zginął w nieznanych okolicznościach, miesiąc po jej narodzinach. Najprawdopodobniej, gdyby żył, też nie doznałaby od niego ojcowskiej miłości. Wszak była jego nieślubnym dzieckiem, tak jak i jej siostra Basia, z którą zostały rozdzielone po śmierci matki i spotkały się dopiero po wielu latach.
Praca dla Polski
Dość szybko więc podjęła decyzję o opuszczeniu domu Zofii Buyno i jako nastoletnia panna wyjechała do Warszawy, aby uczyć się w prestiżowej szkole im. Cecylii Plater. Po maturze wyjechała do Krakowa, gdzie na Uniwersytecie Jagiellońskim studiowała polonistykę i anglistykę.
Podczas studiów w Krakowie, dzięki swojej siostrze, która wówczas wynajmowała pokój u pierwszej żony Marszałka, poznała Józefa Piłsudskiego i zafascynowała się jego osobą. Napisała list do niego, w którym wyznała, że chce być jego adiutantką.
Józef Piłsudski uczynił Kazimierę osobistym sekretarzem.
Jak napisała Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka biografii poetki: „Po tej nominacji, obraz Iłłakowiczówny na wiele lat zdominowała plotka o jej romansie z Piłsudskim. To plotka, która na pewno nie była prawdą. Iłłakowiczówna traktowała Piłsudskiego jako bohatera narodowego, postać posągową, a nie obiekt westchnień. Poza tym Kazimiera była bardzo zasadniczą kobietą. Nie pozwoliłaby sobie na taki mezalians. Sam Piłsudski wiedział, kogo zatrudnia na tak odpowiedzialnym stanowisku. Wiedział, że jest to niezwykle rzetelna osoba, odpowiedzialna, reprezentacyjna”.
Dla niej z kolei ta praca była wielkim splendorem, pracą dla Polski. Uznawała, że ta praca jest najważniejsza. Poezją zajmowała się po godzinach. Nie miała właściwie życia osobistego. Jak wspomina w swoich listach, już dość wcześnie uświadomiła sobie, że nie założy rodziny, doszła do wniosku, że to nie jest jej droga. Będąc w Rumunii w czasie wojny, na jednej z pogadanek o poezji i polityce, w Budapeszcie, mówiła, że ona wyniszczała w sobie wszystko, co jest osobiste, jednostkowe, żeby umieć przeżywać takie wspólnotowe uczucia, że to jej było potrzebne i do twórczości, i do pracy urzędniczej.
Odnaleźć się w nowej rzeczywistości
Twierdziła, że nie lubi polityki, że nie interesują ją różne podziały polityczne, ale będąc blisko Marszałka nie dało się tego uniknąć. Pracowała przecież w MSZ od 1918 r., dużo podróżowała po Europie z prelekcjami, gdzie reprezentowała Polskę, była pośrednio wciągnięta w krytykę i polityczny wir. Polityka dopadła ją również, kiedy wróciła z emigracji wojennej (w 1939 wraz z MSZ została ewakuowana do Rumunii, gdzie przebywała do 1947 r.). Wróciła do Polski i sądziła, że wraca do pracy, do odrodzonego MSZ, co było z jej strony mocno naiwne. Maria Dąbrowska nie mogła się nadziwić, że ona nie rozumie, że to jest już inna rzeczywistość. Zdesperowana dała wówczas ogłoszenie do prasy, że poszukuje pracy. Środowisko literackie uznało, że to jakiś ekscentryczny wybryk z jej strony, że to niegodne literata. A ona miała takie pragmatyczne podejście do życia, że musi mieć posadę. Nie chciała żyć z pisania wierszy, czuła, co to znaczy żyć z literatury w komunizmie. Szukała posady sekretarki, pielęgniarki. W konsekwencji tych poszukiwań trafiła do Poznania. Pojechała tam na całe 35 lat życia, głównie udzielała lekcji nauki języków obcych. A znała ich wiele. Była poliglotką, po matce, która była nauczycielką języków w Wilnie. Znała rosyjski, angielski, niemiecki, francuski, węgierski, rumuński i nawet gruziński komunikatywnie.
W czasach poznańskich dużo publikowała. Przetłumaczyła „Annę Kareninę” — cenione bardzo tłumaczenie. Jej przekład okrzyknięto kongenialnym, a spory z redaktorami przeszły do legendy. Uważała, że tytuł powieści powinien brzmieć „Anna Karenin”, ewentualnie „Anna Kareninowa”. Wersja z polską, żeńską końcówką była dla niej dziwolągiem językowym.
W Poznaniu znów przeżyła dramatyczny moment swojego życia, ponieważ oślepła. Zachorowała na jaskrę, która została bardzo późno zdiagnozowana i ona z całą świadomością, że traci wzrok, starzała się. Trwało to ponad 10 lat.
Na zdjęciu: wręczenie Kazimierze Iłłakowiczównie Państwowej Nagrody Literackiej za rok 1934 przez ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wacława Jędrzejewicza w styczniu 1935, fot. domena publiczna
„Niech prosta do cię droga nigdy się nie krzywi, o Polsko…”
Iłłakowiczówna była wielką damą. Zdystansowaną do świata, kobietą, która nie miała w życiu szczęścia, poetką o nadzwyczajnej wrażliwości, co przekładało się na jej twórczość literacką. Cała jej wrażliwość w pełni się rozwinęła w domu przybranej matki Zofii Boyno.
Tam dowiedziała się, że jest nieślubnym dzieckiem, że ma rodzoną siostrę, również z nieprawego łoża, tam też doznała szoku egzystencjonalnego, bo z tej biedy wileńskiej dostała się na bogate salony. Tam chłonęła wiedzę i kształtowała się w niej poetycka dusza.
Dużo pisała, jednak nie uważała siebie nigdy za zawodową poetkę. To było zawsze coś obok jej stałej pracy. W swoich pamiętnikach zwracała uwagę, że jeśli chodzi o poezję, to nie czeka na wenę, jeśli ma czas wieczorem, to bierze pióro i pisze. Tak tworzyła w okresie całego dwudziestolecia międzywojennego. Od 1912 r. pisała wiersze poświęcone Józefowi Piłsudskiemu, które ukazały się już po śmierci Marszałka w 1936 r. W 1938 r. wydała książkę, o której powie, że była niefortunną. Jest to nota bene jeden z najbardziej znanych utworów Iłłakowiczówny, tj. „Ścieżka obok drogi”. Jest to rodzaj pamiętnika. Przyjęła w nim formułę wspomnień adresowanych do młodzieży, w których objaśnia, na czym polegały zawirowania związane z rodzeniem się wolnej Polski. Ta książka, wiersze, cała twórczość powstała po śmierci Piłsudskiego, sprawiły, że zaczęto stawiać ją w pierwszym szeregu pisarzy pielęgnujących kult Piłsudskiego.
Wiersze patriotyczne Iłłakowiczówna pisała w okresie pierwszej wojny światowej i były one wydane w dwóch tomikach: „Kolędy polskiej biedy” i „Trzy struny”. To był też czas (warto przypomnieć ten wątek jej życia), kiedy Iłłakowiczówna jest Siostrą Miłosierdzia przy wojsku rosyjskim. W 1915 r. postanowiła wstąpić do tzw. czołówki polskiej, 100 osobowego oddziału sanitariuszy i siedmiu Sióstr Miłosierdzia. Przez dwa lata podróżowała po Rosji, opatrując żołnierzy, towarzysząc im w umieraniu. Były to bardzo mocne doświadczenia.
Z tego okresu pochodzą wiersze — świadectwa bardzo poruszające […daj abyśmy do ciebie powrócili żywi, niech prosta do cię droga nigdy się nie krzywi, o Polsko. Do polnych dróg, wybojów pełnych i korzeni, do rżysk, gdzie mak jak mały płomień się czerwieni, idziemy od tęsknoty wielkiej prowadzeni, o Polsko… pisała w „Kolędzie wielkiej biedy”].
Iłłakowiczówna na przestrzeni niemal siedemdziesięciu lat napisała wiele. Jej wiersze są zróżnicowane pod względem podejmowanej tematyki. Często pisała o codziennych sprawach, które zaprzątają każdego człowieka. Jednym z filarów jej twórczości pozostaje wiara i więź z duchowością chrześcijańską. Poetka chętnie czerpała inspirację z modlitw. W przeciwieństwie do wielu autorek Iłłakowiczówna rzadko ujawniała bezpośrednią, kobiecą emocjonalność, chociaż pięknie brzmi jej miłość wyrażona wierszem.
Często też wracała w swej poezji do Wilna. Obraz miasta, jaki się wyłania spod pióra Kazimiery Iłłakowiczówny, jest inny niż przedstawiają go poeci związani z Wilnem. Wspomina miasto, (trzeba pamiętać, że opuściła je jako kilkuletnie dziecko) oglądane przez pryzmat skomplikowanej sytuacji rodzinnej:
O miasto, twoje mury dziecku nie były przychylne!
Pamiętam nędzę srogą na jakimś poddaszu w Wilnie
i ciężką matki chorobę, i nudne gderanie niańki,
i cerkwi nad miastem kopuły jak kolorowe bańki,
generalskie srogie wąsiska, kozackie czerwone lampasy…
…Surowe, ubogie dzieciństwo, dalekie, dalekie czasy… (…)
Wilno ją uhonorowało. W 1930 r. otrzymała Nagrodę Literacką m. Wilna za całokształt twórczości poetyckiej.
Po odbiór nagrody przyjechała do Wilna. To wydarzenie opisał wileński historyk literatury dr Józef Szostakowski w swojej książce „Wilno i okolice. Przewodnik literacki”.
Po raz drugi Kazimiera Iłłakowiczówna odwiedziła Wilno 27 lutego 1934 r. Był to wieczór czytania poezji, który odbył się w Sali Wileńskiego Oddziału Związku Literatów Polskich mieszczącej się w klasztorze oo. Bazylianów.
Serdecznie polecam biografię tej niezwykłej kobiety, autorstwa Joanny Kuciel-Frydryszak pt. „Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie”.
Książka jest wyśmienita. Autorka zaimponowała mi najbardziej tym, że nie próbowała idealizować tak charakternej i bezkompromisowej kobiety, jaką była Iłłakowiczówna. Czytelnik ma świadomość tego, że Iłła nie była świętą, obcowanie z nią nie należało do najłatwiejszych, a mimo to, wzbudzała sympatię.
Na zdjęciu: tablica pamiątkowa przed muzeum poetki w Poznaniu, fot. domena publiczna
Artykuł został opublikowany 10 sierpnia 2022 r. na stronie internetowej dziennika „Kurier Wileński” kurierwilenski.lt