Józef Mackiewicz, pisarz na wskroś nowoczesny i bardzo wileński


Na zdjęciu: prof. Adam Fitas, fot. Marian Paluszkiewicz
Dla Józefa Mackiewicza Wilno było swego rodzaju miastem-państwem na zawsze wpisanym w szeroki kraj, jego najwspanialszą pars pro toto – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” prof. Adam Fitas, literaturoznawca, który 7 września gościł w Wilnie na międzynarodowej konferencji naukowej „Świadkowie Katynia: Józef Mackiewicz i Stanisław Swianiewicz”.



Józef Mackiewicz nie należy do pisarzy, którzy cieszą się wielkim zainteresowaniem badaczy literatury. Jak wyglądało Pana spotkanie z jego twórczością i dlaczego zdecydował się Pan na poświęceniu mu kilku swoich prac?

Rzeczywiście, ma Pani rację, że twórczość Józefa Mackiewicza zasługuje na dużo większą recepcję wśród literaturoznawców, zwłaszcza że jego spuścizna – za sprawą wieloletnich kwerend i prac Niny Karsov i Michała Bąkowskiego z londyńskiego Wydawnictwa Kontra – wciąż przyrasta. Pojawiają się nowe zbiory publicystyki i korespondencji pisarza. Dziś jest to już 35 tomów dzieł! W pierwszej fali odbioru jego tekstów w wolnej Polsce, po 1989 r., spory o sprawy związane z jego biografią i zaangażowaniem politycznym przesłoniły nieco same aspekty pisarskie. Naturalnie, i historia, i polityka wpisane są w większość jego tekstów na stałe, podobnie jak wątki autobiograficzne. I kiedy na początku lat 90. ub.w. w czasie studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim zacząłem czytać Mackiewicza, było to dla mnie także odkrycie czysto poznawcze. Jego książki pełne są faktów i zdarzeń, które przez lata fałszowała propaganda komunistyczna, jak: zbrodnia katyńska, okupacja sowiecka i wiele innych epizodów z historii XX w., o których nie tylko – jak by to ujął pisarz – „nie trzeba głośno mówić”, ale o których wcale nie można było wspominać.

Ale Mackiewicz także od razu był dla mnie przede wszystkim pisarzem, czyli kimś, kto nie tylko odkrywa i opisuje fakty, ale także umie je przedstawić w obrazowy i przemawiający do wyobraźni sposób. To połączenie odkrywczego i ciekawego mówienia o małych i wielkich historiach ludzkich połączone z darem ewokacji, czyli wielostronnego (odwołującego się do różnych zmysłów) ich unaocznienia, czyni go jednym z najwybitniejszych prozaików XX w. Jest on zarazem wybitnym świadkiem i pisarzem tego stulecia.

Mackiewiczowi poświęciłem swoją pracę magisterską i mimo zajmowania się później także inną problematyką wróciłem do studiów nad autorem „Kontry”. Obcując z jego twórczością, człowiek uczy się samodzielnie i krytycznie myśleć, zdaje sobie też sprawę, jak ważna dla człowieka jest niezależność i swoboda myśli, poza tym – co charakterystyczne dla wielkich pisarzy – każda ponowna lektura znanego tekstu rodzi świeże obserwacje i refleksje oraz często prowadzi do nowych interpretacji. Wydaje mi się, że jeszcze nastąpi renesans twórczości Mackiewicza, a niektóre ostatnie prace świadczą o tym, że także w badaniach literackich zaczynają się pojawiać odkrywcze teksty na jego temat. Przypomnę, że Włodzimierz Bolecki, autor znakomitego zarysu monograficznego o pisarzu, w drugim wydaniu swojego „Ptasznika z Wilna” już w 2007 r. zaznaczał, że jest to pisarz nowoczesny, czekający wciąż na odkrycie i ponowną lekturę, zwłaszcza w kontekście niektórych współczesnych tendencji w literaturoznawstwie i humanistyce. 


Na zdjęciu: międzynarodowa konferencja naukowa „Świadkowie Katynia: Józef Mackiewicz i Stanisław Swianiewicz” odbyła się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie 7 września. Organizatorem konferencji byli: Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”, Uniwersytet Witolda Wielkiego, Stowarzyszenie Polonistów na Litwie, fot. Marian Paluszkiewicz


Na zdjęciu: pisarstwo Mackiewicza to obrona człowieczeństwa, obrona naszej indywidualności przed póbą uczynienia z niej plastycznej masy, fot. Marian Paluszkiewicz

Jedna z Pana książek o Mackiewiczu nosi tytuł „Patriota pejzażu”. Jaki obraz Wileńszczyzny ukazuje Mackiewicz?

Tytuł książki nawiązuje wprost do jednego z dialogów „Lewej wolnej”, powieści Mackiewicza opartej m.in. na autobiograficznych przeżyciach młodego kawalerzysty, a poświęconej wojnie polsko-bolszewickiej 1919–1920. Jeden z bohaterów przeciwstawia tam patriotyzm pejzażu dwóm innym rodzajom patriotyzmów: narodu i doktryny. Tylko pierwszy, zdaniem pisarza, zasługuje na miano miłości ojczyzny, bo obejmuje całą ziemię rodzimą z całym dobrodziejstwem jej inwentarza, od klimatu i przyrody ożywionej i nieożywionej, aż po różnorodnego (takiej czy innej narodowości i wyznania) człowieka zamieszkującego tę ziemię. Kategoria pejzażu rodzimego jest niezwykle ważna dla twórczości Józefa Mackiewicza. Nie tylko dlatego, że był wielkim miłośnikiem Wilna i Wileńszczyzny oraz całego wielkiego obszaru byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nie tylko dlatego, że zostawił niezwykle szerokie (z Białorusią i Inflantami) oraz wnikliwe opisy bardzo wielu krajobrazów i tutejszych miejsc. Kraj, bo tak najczęściej pisarz nazywa to terytorium, pełni u niego fundamentalne funkcje tożsamościowe, z których wynika cała jego krytyczna postawa wobec wszelkiego autoramentu nacjonalizmów i totalitaryzmów, a szerzej: wobec wszelkiej polityki narzucanej z zewnątrz i idącej w poprzek tradycjom rodzimym. Tradycja Wielkiego Księstwa uczyła zaś otwartości i dążenia do porozumienia w imię dobrze pojętego wspólnego interesu zamieszkujących te ziemie ludzi.

Czesław Miłosz, poświęcając Mackiewiczowi piękny esej w „Kulturze” paryskiej, zatytułował go „Koniec Wielkiego Xięstwa”, bo istotnie pisarz był jednym z ostatnich obywateli pielęgnujących od dzieciństwa do śmierci tę właśnie tradycję. 

Otóż ten pejzaż rodzimy pełni też kapitalną i aktywną funkcję w twórczości pisarza: nie jest tylko scenografią czy tłem dla akcji reportażowej czy powieściowej, ale staje się prawdziwym bohaterem tych narracji. Wchodzi w dialog na temat tożsamości tych ziem, polemizuje z fałszywymi ideologiami, a nawet wskazuje na odwieczny porządek rzeczy i transcendencję. Zrozumienie pejzażu jest kluczowe dla odczytania tej twórczości i wiele jeszcze w tym aspekcie jest do zrobienia. Ciekawe perspektywy wiązać można w tym aspekcie np. z geopoetyką, w której mówi się m.in. o wadze miejsc autobiograficznych i aktywnej funkcji twórczości pisarza w kształtowaniu kulturowego nacechowania pejzażu.

Miał Pan okazję skonfrontować ten Mackiewiczowski obraz z rzeczywistością powojennej Wileńszczyzny. Jak ta konfrontacja wypadła? Jaką Wileńszczyznę Pan poznał i w jakich okolicznościach?

Miałem okazję spędzić niespełna dwa tygodnie w Wilnie i okolicach w 2019 r. Naturalnie, w tak krótkim czasie nie ma mowy, aby nawet spróbować wędrować śladami Mackiewicza. Przejechał on przez całe dwudziestolecie i w pierwszych latach II wojny dziesiątki tysięcy kilometrów różnymi środkami lokomocji, od pieszych wędrówek, poprzez furmanki, sanie, czółna i statki, a na pociągach i samolotach kończąc. Sieć jego dróg tworzy tak gęstą pajęczynę na terenach dzisiejszej Białorusi, Litwy, Łotwy i Estonii, że jest to zadanie niewykonalne. Ale można także bardzo ciekawie spędzić z Mackiewiczem czas, chodząc po samym Wilnie i jego bliskich okolicach, zaglądając i konfrontując piękne obrazy miasta z jego prozy ze współczesnym widokiem dzielnic, wzgórz, rzek, kościołów i pobliskich jezior i lasów. Geopoetyka, o której wspomniałem, zajmuje się także wszelkimi wpływami twórczości na kształtowanie przestrzeni miejskiej i pozamiejskiej. Tak jak wpisany w Wilno i Wileńszczyznę jest Mickiewicz czy Miłosz, tak można wyznaczać spacery z Mackiewiczem i uczyć razem z nim pięknej kultury miasta (które autor „Kontry” porównywał z Szanghajem) i tradycji Wielkiego Księstwa. Dla Mackiewicza bowiem Wilno był swego rodzaju miastem-państwem na zawsze wpisanym w szeroki kraj, jego najwspanialszą pars pro toto.


Na zdjęciu: lektura Mackiewicza to lekcja niezależności myślenia. W drugim człowieku cenił on charakter i wierność własnej prawdzie, fot. Marian Paluszkiewicz

Mackiewicz staje się świadkiem historii, relacjonuje, dokumentuje zbrodnie XX w., jak Katyń czy Ponary. Czym wyróżnia się jego opis tych wydarzeń na tle innych autorów podejmujących podobne tematy?

Józef Mackiewicz należał do pierwszych świadków zarówno zbrodni katyńskiej, jak i rzezi Żydów w Ponarach. W tym drugim przypadku był świadkiem bezpośrednim, widział na własne oczy likwidowanie jednego z transportów, w sprawie Katynia był natomiast świadkiem pośrednim – należał do nielicznej grupy osób, które były przy ekshumacji zwłok polskich oficerów wiosną 1943 r. Obydwa te wydarzenia nie tylko zrelacjonował, ale – na ile to możliwe – zobrazował za pomocą języka literackiego i dał do współprzeżywania czytelnikom. Zrobił to tak sugestywnie i mistrzowsko, zwłaszcza w reportażu o Ponarach, że nawet dziś, po wielu latach i tysiącach innych świadectw Holokaustu, tekst ten jest wyjątkowy i dosłownie poraża odbiorcę. Swego czasu znająca bardzo dobrze tę literaturę Hanna Krall powiedziała, że jego relacja jest najlepsza spośród wszystkich, które napisano na ten temat. Mackiewicz w tym jednym małym tekście zmieścił bowiem i przejmujące świadectwo nie tylko tej zbrodni, ale – metaforycznie – wszelkich zbrodni totalitarnych, i obraz upadku własnej ojczyzny, i antropologiczną opowieść o plastelinowej naturze człowieka. I – wreszcie – medytację o zbrodni pod milczącymi obłokami, z których wszakże Bóg „patrzył na pewno”. Podobnie z Katyniem – już w wywiadzie opublikowanym w niemieckim „Gońcu Codziennym” Mackiewicz zwracał uwagę, że zostały mu w pamięci przede wszystkim obrazy. Jego późniejszy reportaż „Dymy nad Katyniem”, który z drobnymi zmianami wszedł do pierwszej opublikowanej na Zachodzie (najpierw po niemiecku, a następnie po angielsku) monograficznej książki o Katyniu, to tyleż świadectwo, co literatura. Podobnie jest z innymi zbrodniami i historiami, o których pisze Mackiewicz w swoich reportażach i powieściach (a można by z nich ułożyć historię XX w. na terenach Europy Środkowo-Wschodniej). Choć inkrustuje je bogato narracją historyczną, faktografią i dokumentami, dba również o egzystencjalną odsłonę zjawisk, do której angażuje cały pejzaż, o którym mówiłem wcześniej. Z człowiekiem, ale także z roślinami, zwierzętami, stanem pogodowym, rzekami, mgłą etc.

Mackiewicz jest też publicystą, myślicielem, czasem wręcz moralistą. Co w jego poglądach uważa Pan za najciekawsze? Czy Mackiewicz może „trafić pod strzechy” i czy w ogóle należy się o to starać?

Najczęściej powtarzanym zdaniem przy okazji Mackiewicza jest sformułowanie: „Jedynie prawda jest ciekawa”, wypowiedziane przez niego w jednym z artykułów (i powtarzane w różnych wersjach w wielu innych miejscach). Warto uzmysłowić sobie w tym kontekście, że całą kulturę rozumiał pisarz jako rozpoznawanie prawdy. I tej najmniejszej, jak gatunek ptaka na gałęzi za oknem, i tej złożonej z wielu danych, jak obraz jakiegoś konfliktu czy wojny, i tej całościowej, wiecznej, której szukamy uparcie od narodzin do śmierci. Dlatego jego pisarstwo uczy wrażliwości na całe otoczenie, wnikliwej jego obserwacji, cierpliwego zbierania danych i porównywania ich ze sobą, aby na końcu móc wyrobić sobie w wewnętrznej zgodzie pogląd na jakieś zagadnienie. Lektura Mackiewicza to wspaniała lekcja niezależności myślenia, o czym wspominałem na początku. W drugim człowieku cenił on charakter i wierność własnej prawdzie, nawet jeśli całkowicie rozmijała się z jego własnym mniemaniem. Ważne, że była poparta rzetelną próbą dojścia do prawdy i sumienną jej obroną, nawet gdyby wszyscy wokół sądzili inaczej. Nie znosił szablonu, doktrynerstwa, bezmyślnego włączania się w taki czy inny kolektyw i myślenie stadne. Naturalnie, z tego złożone były totalitaryzmy z komunizmem na czele, ale przecież i dzisiaj mamy do czynienia na wielu polach z kryzysem samodzielnego i niezależnego myślenia. Byłoby doskonale, gdybyśmy zdali sobie z tego sprawę przy okazji mijającego właśnie Roku Józefa Mackiewicza, obchodzonego w związku z 120-leciem urodzin pisarza. Jestem skłonny sądzić, że największą dla niego radością byłoby, gdyby czytelnicy (zwłaszcza młodzi) po przeczytaniu jego artykułu, reportażu, opowiadania czy powieści zdali sobie sprawę, że najgorsze, co może zrobić człowiek, to bezwolna uległość i rezygnacja z własnej podmiotowości. Warto o nią walczyć do końca, nawet choćby trzeba było uciec przed zbiorowym kłamstwem w serce puszczy, jak to czyni Paweł w zakończeniu „Drogi donikąd”. Dlatego w istocie najgłębszej pisarstwo Józefa Mackiewicza to po prostu obrona człowieczeństwa, obrona naszej indywidualności przed każdą próbą uczynienia z niej takiej czy innej plastycznej masy.

W tym kontekście pytanie o to, czy warto go czytać i czy warto, aby jego książki trafiły pod strzechy, jest czysto retoryczne. Ich rola edukacyjna jest trudna do przecenienia: młodzi ludzie z natury rzeczy chcą być niezależni i są szczególnie wrażliwi na manipulację i kłamstwo. Mackiewicz uczy, jak tych cech nie stracić, ale ustawicznie kształtować swój charakter i pozostać sobie wiernym bez względu na konsekwencje. Jego pisarstwo to permanentna obrona autonomii „ja”.

Można natomiast i trzeba, zwłaszcza w kontekście jego rodzimego pejzażu i miejsc autobiograficznych, myśleć, jak w sposób interesujący zaadaptować i kształtować tę przestrzeń, aby z nią razem współprzeżywać to pisarstwo, tak jak np. czyta się Józefa Czechowicza w Lublinie czy Bolesława Prusa w Warszawie, a w Wilnie zapewne Adama Mickiewicza czy Czesława Miłosza.

Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 36 (105) 10-16/09/2022