Od Paryża do Paryża
Jarosław Tomczyk: Rok 1924 to czas olbrzymiego kryzysu gospodarczego w Polsce. Wysłanie ekipy na igrzyska olimpijskie było chyba nie lada wyzwaniem dla działaczy?
Daniel Lis: Przygotowania do startu w igrzyskach Polacy podjęli już w 1920 r., gdy odbyły się one w Antwerpii. Jeszcze na początku lipca gazety pisały wówczas, którzy zawodnicy pojadą do Belgii. Wkrótce ogłoszono jednak, że w związku z zagrożeniem wojną z bolszewikami nie będzie to możliwe. Rząd Władysława Grabskiego cofnął subwencję na wyjazd sportowców, a pieniądze, prawie 50 tys. franków belgijskich, przeznaczono na wysłanie delegacji dyplomatów na konferencję w Spa. Oficjalnie była to pożyczka od Polskiego Komitetu Igrzysk Olimpijskich, ale nigdy nie została zwrócona. Gdy 14 sierpnia otwierano zawody, pod Warszawą trwały już walki. Jednak czterech lat do kolejnych igrzysk też nie wykorzystano należycie i dopiero jesienią 1923 r. znów zaczęto się martwić o pieniądze. Rozpoczęto zbiórkę na rzecz funduszu olimpijskiego, ale szalejąca inflacja, a potem hiperinflacja bardzo ją utrudniały. Przykładowo „Przegląd Sportowy” pod koniec 1922 r. kosztował 560 marek polskich, a niecałe półtora roku później – 1,3 mln!
Fot. Dotychczas w 23 letnich i 24 zimowych igrzyskach olimpijskich wystąpiło łącznie 3012 polskich sportowców, którzy zdobyli 321 medali: 79 złotych, 96 srebrnych i 146 brązowych, fot. archiwum prywatne
Kto sfinansował wyjazd do Paryża?
Większość pieniędzy pochodziła ze zbiórek, również wśród Polonii, organizowano w tym celu zawody pokazowe. Ale już wyjazd jeźdźców, którzy byli żołnierzami, finansowało Ministerstwo Spraw Wojskowych, na którego czele stał gen. Władysław Sikorski. Jedna z gazet informowała, że premier Grabski wpłacił na rzecz funduszu olimpijskiego 10 mln marek, ale trudno powiedzieć, jaka była faktyczna wartość tych pieniędzy, bo przy hiperinflacji zależy to od tego, jak świeża była informacja… Gazety wtedy wiele wiadomości przekazywały z opóźnieniem. Szczegółowe relacje z Paryża ukazywały się często nawet po dwóch tygodniach. Zbiórkę na rzecz funduszu utrudniał też brak zaufania wynikający z nieustannych kłótni – nie tylko między związkami a Polskim Komitetem Igrzysk Olimpijskich, ale kłócili się też działacze z poszczególnych regionów wedle niedawnych podziałów zaborowych. „Ej, Małopolanie! Przestańcie, bo źle się bawicie!” – wzywała wielkopolska gazeta. Małopolanie uważali z kolei, że działacze z byłej Kongresówki faworyzują swoich zawodników. To pokazuje, jak trudno było Polskę skleić z trzech zaborów, co miało przełożenie także na przygotowanie i wysłanie sportowców na igrzyska.
Na zdjęciu: otwarcie igrzysk 1924. Reprezentacja Polski na Stadionie Colombes w Paryżu
Jak wyglądały paryskie igrzyska sto lat temu?
Na tym najbardziej podstawowym poziomie igrzyska olimpijskie na przełomie lat się nie zmieniły. Sportowcy różnych krajów jadą na zawody bić swoje rekordy i osiągać jak najlepsze rezultaty. To wygląda podobnie od pierwszych igrzysk w Atenach w 1896 r. Jednak wszystko inne się zmienia. Sto lat temu zawodnicy byli amatorami, nie mogli zarabiać na uprawianiu sportu, pobierać żadnego wynagrodzenia. Udział kobiet był ograniczony do kilku dyscyplin, dopuszczono je m.in. we florecie, w którym startowała nasza jedynaczka Wanda Nowak-Dubieńska. Dopiero w tym roku, 2024, na igrzyskach po raz pierwszy kobiet i mężczyzn ma być tyle samo. Igrzyska 1924 były też ostatnimi rozłożonymi na wiele miesięcy, turniej rugby rozgrywano od początku maja, piłki nożnej – od końca maja, strzelectwo w czerwcu, a właściwe otwarcie odbyło się 5 lipca. Dopiero od kolejnych igrzysk w Amsterdamie następuje zawężenie wszystkich wydarzeń do mniej więcej dwóch tygodni.
Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce nożnej przed swoim pierwszym meczem na igrzyskach olimpijskich, przegranym w Paryżu z Węgrami 0:5
Szukał Pan w Paryżu śladów tamtych igrzysk?
Nie. Co prawda przetrwały dwie areny, na których akurat Polacy zdobyli medale, ale wiedziałem, że materiałów, których potrzebuję do stworzenia tej historii, w dzisiejszym Paryżu nie znajdę. Są przede wszystkim w polskich archiwach i bibliotekach. Zależało mi na odtworzeniu atmosfery tamtego czasu, zobaczeniu świata oczami pierwszych polskich olimpijczyków, sięgałem więc po wspomnienia i przede wszystkim relacje pisane na bieżąco. Z jakim zapachem kojarzył się szermierzom Paryż? Nie perfum Coco Chanel, ale spalin – bo samochodów było tam znacznie więcej niż w Krakowie. Chciałem też pokazać w książce, jak trudne było wyłanianie i scalanie tej pierwszej drużyny, która była złożona ze sportowców wywodzących się z trzech zaborów. Czasem nawet po polsku mówili inaczej.
Głównym bohaterem Pana książki jest Adam Królikiewicz, pierwszy polski indywidualny medalista igrzysk olimpijskich.
Tak, o Królikiewiczu pisałem już w poprzedniej książce, „Stuleciu przeszkód”, teraz zależało mi, by była to też historia wszystkich innych zawodników z Paryża, a było ich ponad 60. Nie byłem w stanie odtworzyć losów każdego w takim samym stopniu, ale szukałem informacji, które pozwalają zobaczyć w nich ludzi z krwi i kości, a nie statystyki w sportowej tabeli. Mieliśmy w Paryżu lekkoatletę Stefana Adamczaka, który mówił o sobie, że jest „ticzkarzem”, bo wychowywał się w Niemczech i mówił z silnym akcentem. Zbierał łyżeczki z widokami miast, w których startował. Tak jak dzisiaj zbiera się magnesy czy kieliszki. Gdy trzeba było wracać, wszyscy byli już na dworcu, tylko on szukał w sklepach tych łyżeczek, potem wskakiwał do odjeżdżającego pociągu. Kierownicy wyjazdów dostawali szału. Czy ta kolekcja łyżeczek się zachowała, niestety, nie wiem. Wiele z pamiątek po naszych sportowcach przepadło w czasie wojny, tak jak brązowy medal olimpijski Królikiewicza.
Na zdjęciu: przypinka olimpijska z 1924 roku
Sportowo start w Paryżu sto lat temu był dla Polaków klęską.
W większości sportowcy jechali na igrzyska, nie wiedząc, co ich czeka. Weźmy np. wioślarzy. Wpływ na ich słabe wyniki miało to, że nie przyjechali ze swoją łodzią. Sprzęt dostali na miejscu, mieli ograniczone możliwości treningu. Zachodni sportowcy przyjeżdżali ze swoimi łodziami, ale też kucharzami, co miało wpływ na wyniki. Nasi strzelcy jechali z bronią, która nie była typowo sportową. Mieli karabiny i pistolety z magazynów wojskowych, mające zupełnie inny rozstrzał. Nie dawały szans na sukces. Marian Borzemski, jeden z lepszych zawodników w tamtym czasie, miał już dość słuchania, że jest dobrym strzelcem z marną bronią. Sięgnął więc do kieszeni po ostatnie franki i na godzinę przed startem poszedł do Amerykanów kupić sportowy rewolwer Colta. Dzięki temu drastycznie poprawiły się wyniki jego, jak i całej drużyny, ale że ta miała ten jeden pistolet, którego nie było czasu czyścić, to ostatniemu zawodnikowi broń się zacięła. Na tym tle wyróżniali się przede wszystkim kolarze i jeźdźcy, którzy wcześniej trenowali już i brali udział w zawodach za granicą. Zwłaszcza ci ostatni już mieli duże sukcesy i to wobec nich były też szczególnie duże oczekiwania.
Na zdjęciu: mecz Polska–Węgry na stadionie Bergeyre. W akcji z prawej Wawrzyniec Cyl
Adam Królikiewicz zdobył jedyny indywidualny medal – brązowy, ale spodziewano się po jeźdźcach więcej. Żwir, który wysypano na darninie stadionu, faworyzował konie hodowlane czystej krwi, a my mieliśmy konie taborowe, weteranów wojennych, które w zasadzie powinny być już na emeryturze, a robiły fantastyczne wyniki.
Drugi, a w zasadzie pierwszy medal olimpijski dla Polski zdobyła drużyna kolarzy torowych w składzie: Józef Lange, Jan Łazarski, Tomasz Stankiewicz i Franciszek Szymczyk. Wywalczyli srebro.
Czy faktycznie był pierwszy, to niezwykle trudne do ustalenia. Relacje nie są jednoznaczne. Wiadomo z całą pewnością, że Królikiewicz zdobył pierwszy medal indywidualny, a kolarze – drużynowy. Działo się to mniej więcej w tym samym czasie tego samego, ostatniego dnia igrzysk. Wiemy, że gdy na stadionie w Colombes trwały zawody skoków przez przeszkody, przez skrzeczące megafony ogłoszono, że w zawodach kolarskich na welodromie w Vincennes, po drugiej stronie miasta, Polacy pokonali Francuzów i wchodzą do finału. Dla paryskiej publiczności to musiał być szok, bo także polska prasa pisała o tym, że Francja to kolarskie eldorado. W Polsce kolarstwo rozwijało się nieźle, zwłaszcza w Warszawie, ale było elitarne, nie cieszyło się taką popularnością jak nad Sekwaną. Dopiero w finale Polacy ulegli Włochom, ale medal już był niezagrożony.
Na zdjęciu: reprezentacja Polski w kolarstwie na Letnich Igrzyskach Olipijskich. Zdobywcy srebrnego medalu na dystansie 4000 m drużynowo
Wspomnijmy jeszcze jedyną Polkę na igrzyskach sprzed stu lat, florecistkę Wandę Nowak-Dubieńską.
Jak wielu sportowców w tamtym czasie była bardzo wszechstronna. Miała wystartować w tenisie już w Antwerpii. Do Paryża pojechała jako florecistka, ale poza tym pływała, jeździła konno, na łyżwach i na nartach. Pochodziła z Krakowa i była córką premiera Juliana Nowaka. Gdy miała sześć czy siedem lat, namalowali ją zaprzyjaźnieni z jej ojcem Jacek Malczewski i Stanisław Wyspiański. Świetnie znała francuski i niemiecki, grała na fortepianie (raz na cztery ręce z Ignacym Paderewskim). A jednak jej start to dobry przykład, jak sport kobiecy był wówczas traktowany – często z pobłażaniem. Nawet dziennikarka Kazimiera Muszałówna, która relacjonowała zawody we florecie, pisała z niesmakiem o niektórych zawodniczkach, że walczą nieracjonalnie, zbyt emocjonalnie, potrafią się popłakać. Sam baron Pierre de Coubertin nie był zwolennikiem startów kobiet, mówił, że to… nieprzyzwoite, by pociły się publicznie. Dlatego jeszcze w Paryżu nie występowały w lekkiej atletyce. Floret, choćby z uwagi na strój, mężczyźni tamtej epoki uznawali za wystarczająco estetyczny i odpowiedni dla kobiet.
Na zdjęciu: pierwsza polska olimpijka Wanda Nowak-Dubieńska
Jak start reprezentacji w Paryżu oceniono nad Wisłą?
Jeden z dziennikarzy po igrzyskach pisał, że medale przywieźli ci, „co najmniej hałasu robili przed wyjazdem, ale za to może najsumienniej i najsolidniej szykowali się do walki”. To był wyznacznik tego, jak pracować przed kolejnymi igrzyskami, bo też warto powiedzieć, że w wypadku tych słabszych startów często mówiono, że do Paryża zawodnicy jechali po naukę. Choć to brzmi jak frazes, późniejsza historia to potwierdziła. Szermierze np. dostali łupnia od Holendrów i Amerykanów, ale byli zachwyceni, że mogli się nauczyć, jak wyglądają tak wielkie zawody i na czym polega nowoczesna szermierka, podczas gdy we Lwowie i Krakowie wciąż szkolono według starego, austriackiego systemu. Szermierze odgrażali się, że wykorzystają to, czego się dowiedzieli, i w Amsterdamie faktycznie zdobyli medal. Wielu sportowców i działaczy wyciągało wnioski. Dzięki temu cztery lata później na igrzyskach Polacy zdobyli już pięć medali, a w Los Angeles – siedem. Ten trudny początek był po coś.
Na zdjęciu: ze sztandarem maszeruje redaktor Kazimierz Smogorzewski, następnie składa olimpijską przysięgę. Biało-czerwona powiewa nad ślizgawką
Na koniec wątek wileński. Czy w tej pierwszej reprezentacji Polski był sportowiec związany z naszym miastem?
W Wilnie urodził się wioślarz Andrzej Osiecimski-Czapski. Kilka dni przed swoim startem skończył 25 lat, ale miał już światowy życiorys: do szkoły chodził w Genewie, w Anglii ukończył prestiżowy college i przeszedł szkolenie wojskowe dla oficerów. Właśnie w college’u zainteresował się wioślarstwem. W 1919 r. wstąpił na ochotnika do Wojska Polskiego we Francji, potem przyjechał do Polski, walczył w wojnie z bolszewikami. Nigdy nie był ranny w czasie wojny, ale aż dwukrotnie w czasach pokoju. Najpierw podczas protestów robotniczych w Krakowie jesienią 1923 r., gdy jako oficer 8. pułku ułanów został wysłany do ich tłumienia. Drugi raz podczas przewrotu majowego jako przypadkowy przechodzień. Rany przyhamowały jego karierę sportową. Za „ofiarną służbę w wypełnianiu żołnierskiego obowiązku” został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi.
Na zdjęciu: bokser wagi ciężkiej Tomasz Konarzewski w Paryżu dowiaduje się, czym jest lewy prosty. Dzień po swojej walce (dopiero czwartej w życiu) kończy 20 lat
Fot. archiwum prywatne, mat. pras., NAC, Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 27 (81) 20-26/07/2024