Wokół opery Eimuntasa Nekrošiusa w Warszawie
W 2013 roku Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie zaproponowała Eimuntasowi Nekrošiusowi realizację współczesnej opery Pawła Szymańskiego z librettem Macieja Drygasa „Qudsja Zaher”. Jest to opowieść oparta na autentycznej historii Afganki, tytułowej Qudsji Zaher, która wraz z wieloma innymi uchodźcami wyruszyła na łodzi w poszukiwaniu lepszego życia w Europie. Niewpuszczani do portów emigranci błąkają się po morzach, gdzie czeka ich deportacja lub śmierć. W operze Qudsja decyduje się na skok do Bałtyku, na dnie którego spotyka wielu podobnych jej uciekinierów, próbujących dostać się do Krainy Umarłych.
„W tamtym czasie nikt jeszcze w Europie nie mówił o uchodźcach i była to chyba praca, która wyprzedziła czas” – powiedział Audrius Jankauskas, reżyser światła, dyrektor teatru Meno fortas i bliski współpracownik E. Nekrošiusa. „Uważam, że była to jedna z najciekawszych prac E. Nekrošiusa w operze. Nie jestem tym specjalistą, który może to ocenić, ale z pewnością była to praca zupełnie inna niż wszystkie pozostałe” – dodał podczas prezentacji filmu.
A. Jankauskas podkreślił również, że sam film jest wyjątkowy z innego powodu. „Eimuntas Nekrošius nigdy nie pozwalał kamerom ani operatorom wejść na próby, do swojego warsztatu. Reżyserce Vicie Želakevičiūtė jakoś udało się przekonać mistrza, że kamery nie będą przeszkadzać i że ich obecność nie przeszkodzi w procesie. To był chyba pierwszy raz, kiedy proces został sfilmowany – i to naprawdę dobrze” – powiedział A. Jankauskas.
Obecny na pokazie kompozytor Paweł Szymański wspominał, w jaki sposób doszło do jego współpracy z E. Nekrošiusem:
„Na początku lat dwutysięcznych, kiedy libretto do opery było już napisane, a ja nie napisałem jeszcze ani jednej nuty, na festiwalu w Toruniu widzieliśmy z Maćkiem [Drygasem – przyp. KM] «Makbeta» Eimuntasa Nekrošiusa. Dla mnie było to wielkie przeżycie – to był pierwszy raz, kiedy zetknąłem się na żywo z jego teatrem. Tak więc jeszcze zanim opera powstała, wykiełkowało marzenie o tym, jak byłoby wspaniale, gdyby Nekrošius tę operę wyreżyserował. Ale oczywiście ani Maciek, ani ja nie uważaliśmy tego marzenia za realne. Później, kiedy [...] teatr znowu wrócił do perspektywy wystawienia tej opery, na początku nie bardzo chciało mi się o tym w ogóle rozmawiać. Maciek wtedy powiedział mi: napisz do nich, że zgadzasz się pod jednym warunkiem – że Nekrošius to wyreżyseruje. Dyrekcja teatru zrobiła wszystko, żeby jak najprędzej dostarczyć Eimuntasowi Nekrošiusowi wszystkie materiały. Potem zapadła cisza na kilka tygodni, a ja o całej sprawie zapomniałem, ponieważ nie uważałam w dalszym ciągu, że to jest w ogóle realne. Do dziś nie wiem, jak to się stało, ale po kilku tygodniach przyszedł sygnał z Wilna, że Nekrošius jest zainteresowany i tak zaczęła się niebywała dla mnie przygoda”.
Kompozytor podkreślił, że praca przy tej operze i obecność na próbach dały mu niepowtarzalną szansę na obserwowanie procesu twórczego litewskiego reżysera. „Zdałem sobie sprawę, że to, jak on dochodził do pewnych rozwiązań jest nie mniej tajemnicze i nie mniej ciekawe od samego spektaklu” – przyznał.
„Dawno nie widziałem tego filmu Vity i muszę powiedzieć, że bardzo dobrze oddaje on atmosferę tych prób. […] Kiedy z nim pracowałem, miałem poczucie, że ocieram się o wielkie sprawy [...]. To był wielki teatr i uważam, że Nekrošius był geniuszem. Ta przygoda jest jedną z najważniejszych w moim życiu” – dodał.
Reżyserka filmu Vita Želakevičiūtė powiedziała, że nie musiała specjalnie namawiać Nekrošiusa, aby pozwolił jej wejść z kamerami w proces powstawania spektaklu. „Kiedy Nekrošius wraz ze swoją grupą pojechał na wstępne spotkanie do Warszawy, pojawił się mój pomysł i nieśmiało zapytałam go, czy zgodziłby się, aby z daleka nagrywać próby do celów dokumentalnych. Odpowiedział: tak”. Jak dodała, to nie miała być duża produkcja, ponieważ nie było do tego możliwości. „Mieliśmy dwie kamery z wymiennymi obiektywami, moja córka była wtedy operatorem. Jedną postawiłyśmy na statywie, druga trochę się ruszała i próbowałyśmy łapać najciekawsze, najbardziej wyraziste momenty z różnych punktów. Oczywiście ani Eimuntas, ani kompozytor nie zgodzili się, aby były mikroporty, więc dźwięk był rejestrowany tylko tam, gdzie udało nam się to zrobić za pomocą kamery. Była to taka partyzancka praca od serca” – opowiadała V. Želakevičiūtė.
Reżyserce udało się uchwycić przebieg procesu powstawania spektaklu z wieloma jego trudnościami i problemami. Przyznała, że dzięki możliwości obserwowania E. Nekrošiusa przy pracy wiele się nauczyła, nie tylko jako twórca, ale też jako człowiek: „przede wszystkim tych niespotykanych spokoju i siły, które nie pozwalają się poddać” – podkreśliła.
„Qudsja Zaher” była pierwszą realizacją teatralną Eimuntasa Nekrošiusa w Polsce. W 1017 roku na scenie sąsiadującego z operą Teatru Narodowego litewski reżyser zrealizował „Dziady” Adama Mickiewicza. Spektakl w październiku 2018 roku pokazywany był w Wilnie na niespełna miesiąc przed śmiercią E. Nekrošiusa. Muzykę do tego przedstawienia skomponował również Paweł Szymański.
„W czasie prób do «Qudsji» w zasadzie nie pracowałem, byłem widzem, natomiast przy «Dziadach» musiałem napisać muzykę w czasie prac nad spektaklem. Musiałem sprostać jakimś wskazówkom i wymaganiom reżysera, ale przede wszystkim je poznać i zrozumieć. I to okazało się bardzo trudną, może najtrudniejszą współpracą w teatrze dramatycznym” – powiedział kompozytor.
„Jakieś 8 miesięcy przed premierą zaczynały się wakacje i wyjechaliśmy z żoną z Warszawy do miejsca odległego od naszego domu o jakieś 350 kilometrów. Dostałem wtedy wiadomość, że Nekrošius przyjeżdża, że będzie rozmawiać z dyrekcją Teatru Narodowego, więc pomyślałem, że koniecznie muszę tam być. Więc wsiedliśmy znowu do samochodu, przejechaliśmy 350 km i uczestniczyłem w rozmowach. Zapytałem Eimuntasa wtedy, czy ma jakieś plany co do muzyki, jakieś wyobrażenie czy wskazówki, które mógłby mi przekazać. On się wtedy bardzo zachmurzył, jeśli można powiedzieć o Nekrošiusie, że się jeszcze bardziej zachmurzył, i widziałem, że z pewną jakby trudnością coś chce wyartykułować. Powiedział w końcu: «muzyka..., dziady... muzyka, tam muzyka musi być... no jak... ziemia przesiąknięta krwią»” – wspominał P. Szymański.
Kompozytor nie ukrywał, że była to w jego karierze teatralnej najtrudniejsza współpraca. „Były momenty, w których myślałem, że powinienem zrezygnować z pisania tej muzyki, bo gdzieś błądziłem we mgle, trochę w ciemno ją pisałem, nie byłem pewien, czy idę w dobrym kierunku” – przyznał. Na szczęście wytrzymał. „Po premierze pierwszy raz od tych trzech miesięcy Nekrošius uśmiechnął się i powiedział: «nu, kampazitor...». Wtedy wiedziałem, że cała ta dość trudna przygoda była warta tego trudu” – podsumował.
W Teatrze Narodowym w Warszawie E. Nekrošius wystawił jeszcze „Ślub” Witolda Gombrowicza – tym razem z muzyką Algirdasa Martinaitisa. Były też plany „Króla Leara” Williama Shakespeare’a, do którego wstępnie szykował się Paweł Szymański. „Ponieważ to było po gościnnym wystawieniu «Dziadów» w Wilnie, wiadomo było, że Nekrošius jest w świetnej formie. Wszystko to tak dobrze wyglądało, a dwa tygodnie później dostałem wiadomość, że nie żyje” – zakończył P. Szymański.
„Qudsja Zaher” została wystawiona zaledwie siedem razy: w tzw. premierowym secie cztery razy i rok później, we wznowieniu – trzy. Jak powiedział Paweł Szymański, jest to swego rodzaju norma, że opery pisane współcześnie są wystawiane tylko kilka razy. Kompozytor podkreślił, że przyczyną nie była tu niska frekwencja.
Poza tym „Qudsja Zaher” została uznana na arenie międzynarodowej. W 2014 roku znalazła się wśród nominowanych do nagrody The International Opera Awards 2014 w kategorii „Światowa prapremiera nowej opery”.
Audrius Jankauskas dodał, że razem z E. Nekrošiusem myśleli również o spektaklu dramatycznym na kanwie polskiej opery. „Kilka lat po premierze próbowaliśmy tego ze studentami. Ale wtedy zaczął się prawdziwy kryzys migracyjny i po prostu kiedy wszyscy mówią o takich tematach, Eimis milknął” – podsumował.