Co ich kręci w trolejbusach?
Ewelina Łaś, 18 czerwca 2012, 10:50
Fot. wilnoteka.lt
Narzekasz na niewygody komunikacji miejskiej? Czasem podróż się wydłuża, bo trolejbus ma awarię. Innym razem czujesz się zgnieciony jak sardynka w puszce. Marzysz, żeby wysiąść jak najprędzej i odetchnąć świeżym powietrzem… Jeśli myślisz w ten sposób, widocznie dopadła cię rutyna. Bez paniki. Spróbuj zmienić punkt widzenia, spoglądając na wileńską komunikację choćby z perspektywy obcokrajowca… Na przykład studenta z zagranicznej wymiany w ramach programu Erasmus, dla którego nawet najgłupsza sytuacja w trolejbusie może przerodzić się w przygodę życia.
- Oj nie. Trudno się zakochać w takich starych pojazdach. Kiedy przekroczyłem próg trolejbusu, pierwsze, o czym pomyślałem, to gdzie jest kasownik? Ktoś z tubylców pokazał palcem mały czerwony przyrząd do miażdżenia biletów. Zaśmiałem się w duchu. Podobne były w Polsce w podmiejskich autobusach z 15 lat temu. Teraz to tylko elektronika - mówi Andrzej, student historii z UW. - Racja, te kasowniki są zupełnie niespotykane. Nigdzie takich nie widziałem we Włoszech, dlatego zrobiłem zdjęcie, żeby znajomi z fejsbuka wiedzieli, gdzie aktualnie mieszkam. Choć z drugiej strony, jest coś nowoczesnego w tych pojazdach - głos lektorki zapowiadającej kolejno stacje - mówi Paulo, student prawa z Bolonii.
Następny przystanek: Sauletėkio
- Hahaha, to prawda, że lubimy ten ciepły, kobiecy głos. Często po powrocie z imprezy do dormu nad ranem* (akademik, slang) robimy zawody ze znajomymi, kto wymieni więcej stacji w dobrej kolejności. Dodatkowe punkty są za litewski akcent i ewentualna premia za wymienienie kilku punktów z regulaminu - mówi Cesar, student prawa z Walencji. - Nieważne, że jesteśmy już drugi semestr w Wilnie. Nadal nikt nie wie, co ona właściwie plecie - włącza się Michael, student ekonomii z Niemiec.
Następny przystanek: Kalnu Parkas
- Pamiętam jakby to było dziś. Tydzień przed Bożym Narodzeniem, 7 rano, trolejbus numer dwa. My, studenci Erasmusa, zmęczeni po imprezie, normalni pasażerowie - do pracy. Nagle Simao z Portugalii wyciąga z kieszeni bombki, mikołajową czapkę i zaczyna śpiewać kolędy w ojczystym języku. Było zabawnie, bo zrobił obchód po całym pojeździe, próbując coś uzbierać tym śpiewaniem i żonglowaniem bombkami. Reakcja ludzi? Niewzruszeni. Postanowiliśmy się zlitować i wrzuciliśmy mu po parę centów, żeby miał na jakiegoś rogalika - opowiada z zapałem Michael. - Jedynie jakaś starsza pani z wściekłym różem na ustach i policzkach skwitowała po litewsku, że tacy młodzi jak my potrafią się bawić kulturalnie i z humorem. Na do widzenia życzyła nam miłego dnia, a my jej Wesołych Świąt - mówi Ewelina z Krakowa. - Szkoda tylko, że nie zaśpiewałyśmy w tym trolejbusie z dziewczynami kolęd po polsku. Gruzinki i Egipcjanie śpiewali, no ale myśmy nie chciały wkurzać Litwinów - dodaje Justyna.
Następny przystanek: Karaliaus Mindaugo Tiltas
Według Pauline, studentki ekonomii z Francji, tłok w ostatnim trolejbusie wydaje się nie do przyjęcia. - Za namową zakręconej koleżanki z Polski zgodziłam się pojechać z nią do klubu ostatnim trolejbusem, zamiast zamówić taksówkę. To był zły pomysł. Wsiadłyśmy na pierwszym przystanku i już nie było gdzie usiąść ani nawet stanąć, żeby ktoś się nad tobą nie gibał. Potem było już tylko gorzej. Koło Sauletėkio - Nowego Jorku - wsiadło dwa razy tyle studentów. Każdy z jakimś alkoholem - wódka, piwo, cokolwiek. Ogromne ilości alkoholu skomasowane pod jednym dachem. O mój Boże, w Paryżu takie rzeczy by nie przeszły. Wszyscy, włącznie z kierowcą, dostaliby mandat. Ale to jeszcze nie wszystko. Tak gdzieś koło przystanku Antakalnis ludzie zaczęli śpiewać litewskie piosenki na cały głos. Jedna za drugą. Było sielsko jak na festynie, szkoda tylko, że ktoś wbił mi łokieć w plecy. Po chwili jakiś facet częstował nas wódką z gwinta, ale nie skorzystałyśmy. Pomyślałam, że w takich sytuacjach przydaje się elementarna znajomość języka kraju, w którym się mieszka. Odparłam z dumą: Atsiprašau, aš nekalbu lietuviškai. (Przepraszam, nie mówię po litewsku).
Komentarze
#1 Też byłem w szoku, kiedy
Też byłem w szoku, kiedy zobaczyłem te przedwojenne kasowniki. Ale jakby na to nie patrzeć, Wilno jest spoko. Pozdrawiam z Krakowa.