Księgi niezamknięte... zaduszkowe impresje cz. 2


Jeśli nie każdy swą stopą dotknął grobu, to zapewne myślą i uczuciem, wyobraźnią i wolą, próbował wstawić sobie przed oczy smętną poezję grobów i mogił. Poezję!... Każdy cmentarz jest nią nie tylko owiany, lecz także jest jej odwiecznym siedliskiem. Jest matecznikiem romantyzmu i ma sprzyjającą dlań atmosferę, jako wielkie pogorzelisko ludzkich wysiłków i nadziei, ukochań i walk, jest to najzupełniej zrozumiałe. Cmentarz na Zaduszki jest księgą — otwartą dla wszystkich.


Dwa lata temu opublikowałem w „Wilnotece” artykuł pt. „Księgi niezamknięte... zaduszkowe impresje”. Część druga publikowana dzisiaj jest jego kontynuacją, opartą na przedwojennych tekstach różnych autorów.

W dniach 1 i 2 listopada przypadają dwie pokrewne sobie uroczystości: Wszystkich Świętych oraz Zaduszki, dzień dusz w czyśćcu cierpiących. Obie te uroczystości są, w swych obrzędach i w swej głębokiej myśli wewnętrznej, uzmysłowieniem i zarazem czynnym stwierdzeniem apostolskiego dogmatu: świętych obcowanie.

Zaduszki, to świętych obcowanie pomiędzy członkami trzech światów, albo trzech części Kościoła powszechnego (Kościół wojujący — ziemia; cierpiący — czyściec; triumfujący — niebo empirejskie). Kościół zogniskował to w sposób szczególny w dwóch uroczystościach dorocznych, uwydatnił je i blaskiem otoczył. Uroczystość to smutna, lecz zarazem pocieszająca, bo daje nam szczególną okazję niesienia pomocy naszym drogim zmarłym. Światła przy katafalku i łuna niczym pożar na cmentarnych grobach, to symbol wiary w nieśmiertelność i w żywe, realne obcowanie z zaświatami.

Święto umarłych to dziwne święto, które słodką melancholią napełnia na ogół serca tych, którzy kogoś opłakują i tęsknią za kimś, kto odszedł. Przez cały rok opuszczone nieraz mogiły czekają, aż w pierwszy dzień listopada z uderzeniem dzwona na Anioł Pański rozpalą się maleńkie świeczki na cichych grobach i popłynie bezdźwięczna modlitwa za tych, którzy odeszli. Święto umarłych jest świętem smutnym i słodkim zarazem. Może też i nigdzie nie ma w sobie tego uroku co w Wilnie. Na przytulone do starych drzew mogiły spadają żółte liście i złotem okrywają groby: na Rossie, na Bernardyńskim, na Piotra i Pawła, na Antokolskim, w Kalwarii. Cmentarze wileńskie są wyjątkowe: malownicze, położone na wzgórzach przedstawiają rozmaitość terenu, nadającą im specjalny charakter. Przybyszów spoza Wilna razi czasem dzikość i nieporządek w rozmieszczeniu grobów, które nie trzymają się żadnej linii ani systemu, ale zjawiają się po drodze tak, jak przypadek zechce. Latem zwłaszcza, gdy gąszcze pokryją nieporządki, nadaje to jeszcze więcej tajemniczości i wrażenia oderwania od życia.


Alejka cmentarna na Rossie (Jan Bułhak)

Dwa listopadowe dni. Piękne je mają ci umarli, do których pośpieszyli w doroczne odwiedziny bliscy im za ich ziemskiego bytowania ludzie. Tu zaduszkowi goście starali się, by ciała, spoczywające spokojnie, wyzbyte cierpień i namiętności uczczone zostały światłem, symbolem duszy nieśmiertelnej, kwieciem albo zielenią wianka, symbolu wieczności, a choćby tylko westchnieniem. Spłynęły one z jesiennym szumem, z szelestem opadających liści, z nieukrywaną już melancholią listopadowego, zamglonego dnia.

Dzień Zaduszek przypominał o tym, co już powinno pozostać w spokoju, czego nie należy poruszać... W ten dzień szczególnie te chwile dawno zamierzchłe, nanizane na sznurek pamięci znów wiążą wszystkich z przeszłością. Któż nie zatęsknił wtedy za jakąś duszą, która się błąka w labiryncie naszej pamięci. Ludzie odwiedzający cmentarze, obdarzeni sercem i pamięcią zostają skazani na odczuwanie bólu, z którym życie jest najcięższe, najtrudniejsze – bólem tęsknoty.

Zaduszki – dzień, w którym się odwiedza wileńskie cmentarze... Błądzimy w labiryncie wąskich alei, w rozchlapany czasem od deszczu wieczór. Błąkamy się między grobami, na których dobre dłonie zapaliły lampki doczesnej pamięci. Błąkamy się tu, jak wspomnienia osób drogich błąkają się w labiryncie naszej pamięci. Bo w pamięci można odnaleźć wszystko. Lecz jakże smutno jest tym, którzy wśród tysiąca mogił tutejszych cmentarzy nie odnaleźli tej jedynej mogiły. Są takie miejsca, w których nie ma już mogił, a które były tam jeszcze przed laty.


Kolumbarium na Rossie (Jan Bułhak)

Na krzyżach, na mogiłach, we mgle uczepionej wierzchołków nagich drzew wisi rozpaczliwy żal. Chcemy ściszyć wtedy własny oddech, ażeby uchwycić zamarłe, zapomniane głosy, po których pozostało tylko wspomnienie nikłe i subtelne, jak zapach dawno zwiędłych kwiatów. Próżno jest oczekiwać z sercem przytrzymywanym dłonią, z uchem czujnie nastawionym na jakiś znak. Stamtąd żaden głos nie zawoła. Ani teraz, ani nigdy... Nigdy!... Jak smutno.  Nigdy!... Jak smutno. Jeśli słychać gdzieś jakiś płacz, jakiś szloch... To jest tęsknota, która idzie od grobu do grobu przez szare cmentarze, rozjaśnione płomykami zadusznych świec... To muzyka jakaś, która przez ogołocone konary i rosochate gałęzie, jak przez potargane struny przepływa niczym bethowenowski marche funebre...

ZADUSZKI

Żółcą się liśćmi spadłymi cmentarne drogi i dróżki,
Przysiadły cicho u grobów małe płonące lampeczki...
Wolno po wielkim cmentarzu chodzą milczące Zaduszki,
I zapalają rozchwiane, na wietrze gasnące świeczki.

Siadają u mogił żale, siadają człowiecze smutki,
Skarżą się szlochem nieśmiałym goryczą zaprawne troski.
Dzień życia—jednym zbyt długi, dla innych — taki był krótki,
Tak trudno, tak ciężko czasem do woli nagiąć się boskiej.

W zapachu jesiennych liści, w posępnej zmierzchu żałobie,
Szepce swe modły zaduszne nieukojona tęsknota —
I cicho, cicho, cichutko przy każdym przyklęka grobie,
I słowa wiernej pamięci — jak ziarnka różańca — mota.

Odchodzi gdzieś żywe: dzisiaj. Powstaje minione: wczoraj,
Na nowo serce przeżywa stracone, umarłe szczęście...
...Zaduszny dzień zamyślony, wtopiony W mroki wieczora,
Idzie wolniutko wśród mogił i ginie gdzieś - w liści chrzęście...

Helena Duninówna (Wilno).

Na wileńskich cmentarzach są też bezbrzeżnie smutne, zapomniane groby. Nie ma na nich ani kwiatów ani świateł. Pamięta o nich jedynie jesień, zdobiąc złotem spadających liści. Każda mogiła to inna tragedia, to inny ból, inna rozpacz. Wspomnienia snują się w ten wieczór listopadowy, a duszy każdego człowieka nie dają spokoju, krwawią się rany, odżywają dawne bóle. Takie jest święto umarłych! — Pełnia jesieni!

*     *     *

Przed wielką wojną w dniu zadusznym święcono w Wilnie, jak w każdym innym mieście i wsi, pamięć ofiar starości, chorób, niekiedy epidemii i wypadków nieszczęśliwych. Całkiem inne stały się zaduszki powojenne, kiedy stawała wszystkim w pamięci niebywała rozmiarami liczba ofiar, a na cmentarzach pojawiły się groby żołnierskie. Żołnierskie groby z datami od 1914 do 1922, znalazły się na prawie każdym z cmentarzy. Szczególnie na Rossie nabrały znaczenia, gdy między szeregowymi pojawiło się mauzoleum bez nazwiska, lecz z napisem „Matka i Serce Syna”. Spoczęło tu serce: żołnierza nad żołnierzami, komendanta, wodza, naczelnika, marszałka. Jedyna płyta nagrobna, która nazwiska nie wymagała.  

Każdego roku od 31 października ustalał się „zaduszkowy” porządek: delegacja Uniwersytetu Stefana Batorego sprzątała groby profesorów uniwersyteckich i zapalała świece. Nagrobki wileńskich uczonych są na Rossie, Bernardyńskim oraz Piotra i Pawła. Na Rossie mogiła Juliusza Kłosa, który tyle po sobie zostawił śladów w Wilnie. Nagrobek prosty z betonową opaską, drewniany krzyż z cynową tablicą z inskrypcją, która minimum tylko oddawała zasług:

Ś+P / Juliusz Kłos / Inżynier Architekt / Profesor nadzwyczajny / Architektury / B. Dziekan Wydziału Sztuk / Pięknych U. S. B. / Ur. 8. VIII. 1881 r / Zm. 5. I. 1933 r / Wieczne odpocznienie racz / Mu dać Panie!/.

Później grób był jeszcze skromniejszy (1973), wreszcie nowy pomnik profesora pojawił się w 1999 roku, według projektu prof. E. Budreiki. W bryłę pomnika wkomponowany został żeliwny krzyż pochodzący z poprzedniego pomnika.


Nagrobek Juliusza Kłosa na cmentarzu Rossa (1973 i 2000)

Dużo wieńców „od uniwersytetu” od 1929 roku składano na grobie Lelewela. Byli Peowiacy zrzeszeni w swoich organizacjach gromadzili się na Nowej Rossie przy kolumnie i grobach żołnierzy 1919 i 1920 roku. Oddelegowane grupy oficerów i szeregowych z jednostek stacjonujących w Wilnie, porządkowały nagrobki żołnierskie na cmentarzu Antokolskim. To była zawsze duża akcja: „Hołd żołnierzy swym byłym towarzyszom broni”. Społecznicy i władze miasta dbały o iluminację grobu Józefa Montwiłła, a młodzież szkolna o grób Władysława Syrokomli.


Pomniki na grobach Joachima Lelewela i Józefa Montwiłła (Rossa)


Kwatera żołnierska na Nowej Rossie z kolumną „Wybawcom Wilna”

Po 1936 roku nowością były specjalne pociągi, którymi do Wilna na Zaduszki przyjeżdżało do pięciu tysięcy ludzi. Oprócz obowiązkowego pójścia na Rossę pod Mauzoleum Serca, mieli też inne atrakcje, zwiedzali miasto i uczestniczyli w różnych imprezach, jakie organizowali np. Uniwersytet Stefana Batorego i Towarzystwo Miłośników Wilna. W sali im. J. Piłsudskiego na Wydziale Sztuk Pięknych odbywały się odczyty z cyklu „O pięknie Wilna”. Wygłaszali je znawcy architektury Wilna: Marian Morelowski, Mieczysław Limanowski, Stefan Narębski.

 *     *     *

Zupełnie w cieniu Zaduszek pozostały Dziady.

Pisano o nich niejako przy okazji. M.in. tak: Dziwne i ciekawe były obyczaje przodków z niektórych okolic Polski — w Dzień Zaduszny. Na Litwie i Białorusi wywoływano w ten dzień duchy: najpierw duchy z raju, potem z piekła i wreszcie z czyśćca. Uroczystość tę nazywano „dziady", ponieważ wywoływano duchy przodków, czyli dziadów. Ale nie tylko w Dzień Zaduszny obcowali z duchami, albo raczej mniemali oni obcować z duchami zmarłych. Wiosną także szczególnie pamiętano o nich. Wtedy ciągnęła cała wieś na mogiłki z pożywieniem i napojem, aby „podzielić się z „dziadami" radością wiosny. Jesienią zaś wołano duchy do swoich chat, wołano starą piękną pieśnią. Później księża zakazali tych obrządków. Ale nasz wieszcz Adam Mickiewicz przekazał je naszej pamięci w swoim przepięknym dziele pod tytułem „Dziady". W nim to opisuje dokładnie taką noc na cmentarzu, w którą wywoływano duchy. W dalszym ciągu przechodzi jednak do innego opowiadania, opowiadania smutnego jak Zaduszki i jeszcze smutniejszego: do opisu cierpień Polaków pod knutem Moskala. Poznawszy to dzieło, zrozumiemy doskonale, dlaczego były w Polsce powstania, jak np. powstanie listopadowe, którego pamięć w tym miesiącu obchodzimy. W większych miastach Polski, tam gdzie są teatry, odgrywają aktorzy zawsze w Dzień Zaduszny owe „Dziady" Adama Mickiewicza.

*    *    *

Napisałem swego czasu o różnych okolicznościach wokół „zaduszkowych” dni. O złodziejaszkach i oszustach, którzy zadumę odwiedzających cmentarze wykorzystywali w niecny sposób. Meldunki policji były bezlitosne, potwierdzały to zjawisko. Już jednak dwa, trzy albo kilka dni po zaduszkach, próbowano to przykre doświadczenie rozładować żartem.

Przedwojenny Wincuk napisał np. taką oto zasłyszaną podobno rozmowę:

– Nu co, Antoniowa, byłasz na mohiłkach w Zaduszki?

– A jakża, była! Musowo! Ciż można inaczej?!

– Aj, kumoczka ty moja kochana, pewnia co pójść należysia, ali teraźniejszo poro straszeńnie razpusny naród zrobił sia, dyk różnie bywa! Inszy, bradziaha, tak za miejsco tego cob na smentarz pójść, za duszy swojaków swoich pomodlić sia, tak do kabaku dai sia, naściobi sia tam hary jak żywioła, a potym, ukaczawszysia jak ten kaban w błoci, po wulicam słania sia i ludzi zagabuje!

– Widziała i ja tych hadów, Józefowoczka! Szmat ich w onehdajsze Zaduszki po ulicach badziało sia i nawat na smentarz niachture leźli!

– Pomyśli, kuma, pomyśli - do czego nachaistwa ludzka dochodzi!

–  Aha! Ze mno samo taka istorja zdarzyła sia! Strach i wspomnić!

– Nu, nu, mów, co za przyczyna taka!

– A ot, na zaduszki, poszła ja na mohiła mojej siostry na  Bamadynski smentarz...  Postawiła ja świeczka na mohiłcy...  Módlam sia… Już późna pora była...  Prawie wszystki powychodzili... Cicho dowkoła... Aż raptownie, patrza, ido mimo po drożcy jakiść trzy manczyzny! Jedyn stary, a pozostałe dwa młodsze trochi; oberwane, straszne takie,  a politura niesi od ich za wiorsta!

– Ajej!  Ot, strachu miałasz!

– Jak ni zaczno oni łajać sie ostatniemi słowami, hrozić sia co pobijo, tak myślała ja już co przepadna!  Ali znalaz sie, na moja szczęścia, jakiść panek w poblizkości, odprowadził mnie do samej furtki i powiadomił postarunak, tak policejskie w mig wyrzucili ich z cmentarza!

– Takich zarazów mało wyrzucić, a trzebab do turmy było posadzić, ot co!...  Tam ichnia miejsca! Bo toż tylko pomyślić: nia dość co hara żłokczo w taki święty dzień, ali jeszcze na cmentarz lazo i modlić sia ludziom przeszkadzajo!!!

– I ja tak myśla! Iżeli chtóry nia umi po ludzku postempować, nia trzeba z im ścieśniać sie! Niachaj ma nawuka na drugi raz!


Na cmentarzu Rossa (1935)

Jan Hopko w 1938 roku takie oto natomiast pogawędki z podwileńskich cmentarzy wiejskich podsłuchał i opublikował:

Przy jednym z grobów zebrała się licznie młodzież szkolna ze swym nauczycielem. Na dużym wieńcu widniał napis: „Michasiowi Czapulonisowi od koleżanek, kolegów i nauczyciela”. Grób, w którym spoczywał zmarły uczeń trzeciej klasy był najefektowniej oświetlony. Odśpiewano też w „Mogile ciemnej”.

– Wo jak ładnie po im śpiewajo, co i umierać ni żal.

– Tak leź bracie do ziemi to i tobie pośpiewajo.

– Leź, wprzód trzeba umrzeć, żywyż nie polaza, jak ten Jurka Łabuków do studni był wpadszy i nocował.

– Musi pijany był?

– Widomo co na trzeźwo tam ni laz. Ale takie majon szczenście. Nawet kataru nie dostał.

– Bo wódka grzei.

Przy innym z grobów siedziały dwie wdowy.

– Twój monż, wieczny pokój, za wszystkim ciebie nie szanował i nie uważał.

– A twój żesz lepszy był? Do Wiacuśki wszystko chodził i nawet przywarek nosił.

– Tak nie gadaj, kumo, a to kto jeszcze posłyszy – śmiać sie ze mnie bendzi. Do tego, mówio, co tej nocy nieboszczyki słyszo co żywe nad imi gadajo. Po mojemu, jakieby te menżowie nasze nie byli, to lepiej za imi żyło sie. Ja swojego dzisiaj nie łajałaby, i nawet ćwiarteczka czenściej przyniosłaby, tyło coby żył.

– To racja, kumo, moje myśli masz. (i obie zaczęły szlochać).

 *     *     *

Dni Wszystkich Świętych i Zaduszki mają wymiar tak różnorodny, jak różnorodną jesteśmy społecznością. Każdy z nas przeżywa je inaczej, chociaż na cmentarzach czujemy się wspólnotą, jak prawie w żaden inny dzień w roku. Impresje zaduszkowe wynikają z wielu doznań, których każdy z nas doświadcza i wciąż są to nowe strony w niekończącej się księdze.